„Idź dokąd poszli tamci do ciemnego kresu po złote runo nicości twoją ostatnią nagrodę…” — te słowa Zbigniewa Herberta wracają do nas co roku 1 marca, gdy pochylamy głowy przed pamięcią Żołnierzy Wyklętych. Ale wracają one znacznie częściej — ilekroć stajemy wobec pytania fundamentalnego: co znaczyło dla Polaka powiedzieć „nie” sowieckiemu totalitaryzmowi? I o jaką stawkę toczyła się ta gra? Nie tylko o życie — bo życie było wtedy walutą najtańszą. Chodziło o coś znacznie cenniejszego: o pamięć, o prawdę, o tożsamość, o prawo do bycia sobą wbrew systemowi, który gardził człowieczeństwem.
Historia Wyklętych, to nic innego, jak powrót moskiewskiego buta – historia operacji kolonizacyjnej. Sowiecka próba narzucenia Polsce komunizmu po 1920 roku zakończyła się dla nich upokorzeniem. Bolszewicka rewolucja poniosła klęskę pod Warszawą, rozbita nie tylko polskim orężem, ale i siłą narodowej pamięci, którą niósł w sobie każdy żołnierz — pamięci o wolności, wywalczonej po 123 latach zaborów. Jednak w 1944 roku Sowieci wrócili — silniejsi, bardziej cyniczni, lepiej przygotowani do zadania, jakie postawił przed nimi Stalin. Nie chodziło już tylko o podbój terytorialny. Chodziło o coś gorszego — o hodowlę zastępczych Polaków.
Zajęli kraj na bagnetach Armii Czerwonej i rozpoczęli eksperyment na narodzie — zaszczepianie wirusa marksizmu-leninizmu, wbrew historii, kulturze, wierze i instynktowi narodowemu. PRL nie był państwem — był Prywatnym Ranczem Lenina, wielką eksperymentalną fermą, gdzie Polaka miano zmienić w sowieckiego człowieka.
W tym celu w Polsce Rosjanie zainstalowali tzw. POP-ów, którzy stali się szybko fałszywymi twarzami nowej elity. Sowieci nie mieli złudzeń — wiedzieli, że polski duch jest niepokorny. Wiedzieli, że naród, który przez wieki przetrwał rozbiory, powstania, germanizację i rusyfikację, nie uklęknie z własnej woli przed czerwoną gwiazdą. Dlatego stworzyli nową „elitę” — lojalnych funkcjonariuszy bez tożsamości i kręgosłupa. Rekrutowano ich z ludzi z nizin społecznych, analfabetów, marginesu społecznego, biedoty, którym oferowano szybki awans za cenę absolutnej lojalności.
Jak podają źródła: „Wyższe stanowiska obejmowali dowódcy i funkcjonariusze sowieccy. Część z nich wcieliła się w rolę „zastępczych” Polaków, tzw. „POP-ów” (Pełniących Obowiązki Polaka)”.
Barbara Stanisławczyk podaje, że w marcu 1945 roku 53% wszystkich oficerów w „polskich” siłach zbrojnych stanowili właśnie POP-i. W grudniu 1945 roku aż 86% generałów i 74% pułkowników miało pochodzenie sowieckie. W sumie Sowieci stanowili około 40% całego „polskiego” korpusu oficerskiego. To nie była elita niepodległego państwa — to była administracja kolonialna, delegowana z Moskwy, ubrana dla niepoznaki w polskie mundury.
Bardzo szybko zaplanowano operację „wróg”, a Żołnierze Wyklęci służyć mieli za tarczę strzelniczą zakłamanego systemu. Państwo, które nie jest oparte na prawdzie, musi być oparte na nieustanym poszukiwaniu wroga. To podstawowa zasada totalitaryzmu, którą Mikołaj Bierdiajew ujął wprost: „Komunista nie może żyć bez wroga. Bez niego traci patos, traci sens istnienia. Jeśli wroga nie ma, trzeba go wymyślić”.
Tym wymyślonym, wskazanym wrogiem stali się Żołnierze Wyklęci — ci, którzy nie uznali Jałty za swój wyrok, którzy odmówili legitymizowania nowej władzy, którzy zeszli do lasu, nie dlatego że kochali walkę, ale dlatego, że Polska, jaką znali, przestała istnieć. Ich opór był dla komunistów niewybaczalny, bo przypominał prawdę — że istnieje inna Polska, wolna, wierna sobie i swojej historii.
Dehumanizacja i eksterminacja, to sprawdzona bolszewicka metoda, którą realizowano na Wyklętych. Wobec Żołnierzy Wyklętych system uruchomił wszystkie dostępne narzędzia: kłamstwo, tortury, mordy sądowe, propagandę, szkalowanie rodzin, czy też niszczenie pamięci.
Wyklęci bardzo szybko stali się wrogami klasowymi, a wróg klasowy nie był człowiekiem — był „elementem reakcyjnym”, „robactwem”, „plugastwem”. Takiego delikwenta, bez względu na płeć, można było torturować, zabić, zbeszcześcić jego zwłoki, a potem obrzucić błotem propagandy, aby nawet własne dzieci musiały się ich wstydzić.
Jednak ziarno zakopane w ziemi wyrosło, ponieważ historia kieruje się innymi prawami. Prawda, zakopana w dole z wapnem, nie gnije — prawda kiełkuje. Wyklęci mieli zniknąć, ale powrócili z impetem . Ich pozorna klęska stała się moralnym zwycięstwem. Ich samotność w celi stała się świadectwem honoru, a ich śmierć — niezniszczalnym aktem wiary w Polskę.
Pozostaje jednak kluczowe pytanie: Dlaczego czcimy Wyklętych 1 marca? Ta data, to pewien symbol. 1 marca 1951 roku w mokotowskim więzieniu w Warszawie komuniści zamordowali siedmiu członków IV Zarządu Głównego Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość” (WiN). Byli to ostatni przywódcy ogólnopolskiego, antykomunistycznego podziemia niepodległościowego. Strzałem w tył głowy, metodą katyńską, zgaszono życie tych, którzy po 1945 roku podjęli walkę o wolność, kiedy inni już złożyli broń lub poszli na kompromis z reżimem.
To święto stanowi przestrogę dla przyszłości, ponieważ totalitaryzm nie znika, on po prostu ewoluuje. Dlatego pamięć o Wyklętych to nie tylko historia, ale to również ostrzeżenie. Totalitaryzm nie zawsze przychodzi z czołgiem. Czasem przychodzi z uśmiechem, w garniturze, opowiadając o postępie i nowoczesności. Nowe systemy także potrzebują swoich POP-ów — ludzi bez twarzy i sumienia, gotowych sprzedać własny naród za srebrniki kariery.
Dziś, 1 marca — pochylamy się nad losem Żołnierzy Wyklętych, ale nie w geście żałoby. Pochylamy się, by podnieść ich imiona wysoko ponad kłamstwo, które miało ich zabić po raz drugi. Nigdy nie pozwolimy zakopać prawdy, jak mówił Józef Mackiewicz: „Tylko prawda jest ciekawa”. Tylko prawda buduje narody, a kłamstwo — narody rozkłada. Każde przemilczenie, każde „nie rozdrapujmy ran”, każde „po co to wracać” jest zdradą tych, którzy oddali życie za to, by Polska pozostała Polską. Dlatego dziś, 1 marca, nie świętujemy — my składamy zobowiązanie.
Nie wobec partii, prezydentów czy rządów. Wobec Polski, która zaczyna się w sercu każdego, kto rozumie, że wolność to obowiązek wobec przeszłości i przyszłości.
Pamiętajmy: Naród, który nie potrafi oddać czci swoim obrońcom, sam wystawia się na hańbę. Naród, który nie szanuje swoich Wyklętych, sam skazuje się na wyklęcie przez historię. Nigdy nie pozwolimy, by Polska znów stała się tylko geograficzną nazwą. Bo Polska to nie ziemia i granice. Polska to pamięć tych, którzy szli do ciemnego kresu — nie dla orderów, nie dla siebie, ale dla nas. To ich krew — nie atrament układów — pisała prawdziwe granice polskości. „Polska — to wielka rzecz!” — wołał Wyspiański. I miał rację. Polska to zobowiązanie, które składa się nie tylko w deklaracjach, ale każdym dniem życia, każdą odwagą powiedzenia prawdy, gdy znowu wracają nowi POP-i, nowi pełniący obowiązki Polaka.
Nigdy nie staniemy w szeregu towarzyszy pełniących obowiązki Polaka (POP-ów). Bo być Polakiem — jak mówił Herbert — to „nie napawać się dumą z licznych klęsk”, ale „strzec się jednak pychy niepotrzebnej, być dumnym z porażek, jeśli zachowały godność i honor”. POP to nie tylko historyczna funkcja. POP to mentalność. To każdy, kto dla świętego spokoju gotów jest zamienić prawdę na poprawność. Każdy, kto w trosce o karierę, stanowisko czy poklask, gotów jest mówić językiem obcym dla polskiej duszy. POP to nowa forma konformizmu — zawsze groźna, zawsze gotowa zgasić pamięć.
Zapamiętajmy i powtarzajmy kolejnym pokoleniom: Żołnierze Wyklęci przegrali swoje życie, ale wygrali wieczność. Nie znajdziemy ich grobów, bo leżą w nieoznaczonych dołach, ale znajdziemy ich imiona na sztandarach wolnych ludzi, którzy wiedzą, że niepodległość ducha to fundament każdej prawdziwej wolności. I nic i nikt tego pragnienia prawdy nie zmieni.
Ich imiona pozostaną tam, gdzie historia pisze najczystsze karty — wśród bohaterów, którzy nie sprzedali swojej duszy.
Bo jak mówił Jan Paweł II: „Wolność jest dana człowiekowi przez Boga, nie przez systemy polityczne. I tylko człowiek, który jest wewnętrznie wolny, jest godny tej wolności.” Wyklęci byli wewnętrznie wolni do samego końca. Nie sprzedali swoich sumień za amnestię, za spokój, za ciepłą posadę w nowym systemie. Bo jak pisał Herbert: „Bądź wierny. Idź.” I oni poszli. Do końca.
Komuniści chcieli ich zakopać. Nie wiedzieli jednak, że byli ziarnem. Ziarno zakopane w ziemi czasem długo czeka na swój czas. Ale prawda nie gnije, a krew bohaterów nie wysycha — ona staje się sokiem, który odżywia pamięć narodu. Żołnierze Wyklęci nie pytali, nie kalkulowali, czy coś ile się opłaca. Nie pytali, czy mają szansę na zwycięstwo. Nie pytali, czy świat ich zrozumie. Wiedzieli jedno — zachować się trzeba jak trzeba, bez względu na okoliczności. Bo są chwile, gdy pytanie o sens traci znaczenie, a liczy się tylko to, kim jesteś, gdy pada rozkaz „na kolana” — a ty wybierasz postawę wyprostowaną, ponieważ klękasz tylko przed Bogiem.
Wyklęci, wbrew obiegowym kłamstwom, byli ostatnimi rycerzami II Rzeczypospolitej. Chociaż zostali zdradzeni, osaczeni, opluci, wymazani, to jednak ich imiona wracają dziś w blasku, a nie imiona ich katów. Chcieli ich zakopać. Nie wiedzieli jednak, że staną się ziarnem. Dziś wyrośli — w naszej pamięci, w naszych sumieniach, na każdej ulicy, placu i pomniku noszącym ich imię. To oni uczą nas, że Polska to nie obojętność. Polska to wybór — wybór odwagi, gdy cena jest najwyższa.
Dlatego pamiętajmy: Wyklęci przegrali swoje życie, ale wygrali wieczność. A my? Cofamy zrobić w tej materii? Mamy obowiązek dokończyć to, co Oni zaczęli — być wiernymi prawdzie, honorowi, wolności. Pamiętając o tym, że Polska nie zaczyna się w gabinetach władzy. Polska zaczyna się tam, gdzie człowiek wolny mówi „NIE” każdemu, kto chce mu tę wolność odebrać. Stanisław Sojczyński „Warszyc”swoją postawą uczył nas, że: „Lepiej zginąć stojąc, niż żyć na kolanach.”
„Warszyc” swoją postawą udowodnił, że godność człowieka nie podlega negocjacjom, nawet jeśli ceną za jej obronę jest własne życie. Uczył nas, że lepiej spojrzeć śmierci w oczy z podniesioną głową, niż przeżyć lata w poniżeniu, wyrzekając się swoich wartości. Jego wybór był krzykiem wolności w totalitarnym świecie, który chciał zamknąć usta odważnym i złamać kręgosłupy niepokornym. Każdy jego krok był świadectwem, że honor jest cenniejszy niż strach, a prawda bardziej warta niż spokojna egzystencja w kłamstwie. Nie kłaniał się komunistycznym tyranom, nie szukał kompromisów tam, gdzie stawką była wolność narodu i czystość sumienia. Pokazał, że człowiek, który się nie ugina, może przegrać życie, ale wygrywa wieczność w sercach tych, którzy przyjdą po nim. Zginął stojąc, ale właśnie dlatego żyje w pamięci — jak płomień, którego nie ugasił czas.
Chwała Bohaterom! Cześć i wieczna pamięć Żołnierzom Wyklętym! Nie pozwolimy kalać pamięci tych, którzy oddali wszystko — młodość, marzenia, rodziny i własne życie — by Polska pozostała wolna i wierna swoim korzeniom. Żołnierze Wyklęci nie prosili o pomniki, nie szukali poklasku — ich testamentem była krew wsiąkająca w polską ziemię i słowa przysięgi składanej z drżeniem serca, lecz niezachwianą wiarą. Dziś, gdy próbuje się ich oczernić, przemilczeć lub wykpić, naszym obowiązkiem jest krzyczeć głośno: to byli nasi najwierniejsi synowie! Ich walka nie skończyła się w leśnych ostępach, bo trwa nadal — w naszych sumieniach, w prawdzie, której bronimy, i w dumie, z jaką nosimy biało-czerwoną flagę. Historia może być fałszowana, ale honor Wyklętych jest niezniszczalny — wyryty w sercach tych, którzy kochają Polskę prawdziwą, nie zakłamaną. Cześć i wieczna pamięć Żołnierzom Wyklętym, bo to oni pokazali, czym jest wierność Ojczyźnie aż po kres życia i dalej, poza śmierć.
Żołnierze Wyklęci zachowali się jak trzeba – zapłacili za to krwią, życiem, przekleństwem milczenia. Ci, którzy ich oczerniali, fałszowali pamięć, pluli na ich groby – zachowali się tak, jak ich nauczyli sowieccy mocodawcy. Sprzedali się jak trzeba. Raz Moskwie, raz własnej pustce, kompleksom i małości. Wyklęci – wierni Polsce. Oczerniający – wierni interesom. Wyklęci pozostaną na zawsze w pamięci narodu. Oni zostaną na śmietniku.
Historia zatacza koło. Kiedyś Wyklętych zabijano fizycznie. Potem pamięć o nich zakopywano wraz z ciałem w bezimiennych dołach. Później próbowano zabić pamięć o nich pogardą za pomocą propagandy. Dziś Ministerstwo Edukacji próbuje wymazać pamięć o Żołnierzach Wyklętych ze szkolnych podręczników, tak jak kiedyś zrobili to ich protoplaści – sowieccy nauczyciele. MEN nie uczy historii – MEN tresuje pamięć. To nie przypadek, to zaplanowana celowo strategia. Bo przecież ten, kto zabierze młodym pamięć, temu łatwiej wmówić, że wolność jest zbędna, a prawda nie istnieje. Wyklęci nie dali się zabić. Nie dadzą się również zapomnieć. Bo prawda o nich jest silniejsza niż każdy rozkaz ministra i każda cenzura. Ich nie da się wymazać. Z lasu przyszli, w pamięci zostaną.
Cześć i chwała Bohaterom!