No to zaczynamy.
Z jaką łatwością dziś ludzi się „używa”. Traktuje jak środek do celu. Jak schodek, który ma nas wywindować wyżej. Albo jak aplikację, którą odpalasz tylko wtedy, gdy masz korzyść.
I potem… delete.
Spotykasz kogoś. Uśmiechasz się. Zapraszasz do projektu, do relacji, do rozmowy. Ale nie dlatego, że widzisz w nim wartość – tylko dlatego, że masz interes.
Bo może pomoże. Może załatwi. Może da.
A jak przestanie być potrzebny – to co?
Ciach. Nie istniejesz.
To już nie tylko chłodna kalkulacja. To zabijanie relacji. I to w białych rękawiczkach.
Bo wiesz… nikt nie krzyczy. Nikt nie rzuca talerzami. Ale boli bardziej niż niejeden krzyk.
W tym wszystkim człowiek przestaje być osobą, a staje się produktem.
Miłość? Wygodne hasło.
Relacja? O ile nie przeszkadza.
Wierność? Tylko wtedy, gdy się opłaca.
I tu dochodzimy do sedna.
Bo jeśli kochasz tylko wtedy, gdy Ci wygodnie – to nie kochasz.
Jeśli przyjaźnisz się tylko, gdy możesz zyskać – to nie jesteś przyjacielem.
Jeśli jesteś, ale tylko wtedy, gdy masz z tego profity – to jesteś tylko dobrze przebranym egoistą.
W tym całym chaosie warto wrócić do zdrowego rozsądku.
Bo jak powiedział Prymas Tysiąclecia:
„Człowiek jest odpowiedzialny nie tylko za uczucia, które ma dla innych, ale i za te, które w innych budzi.”
To zdanie boli. Ale i budzi.
Bo może nie chciałeś zranić, ale zraniłeś.
Może nie planowałeś manipulować, ale manipulowałeś.
Może nie chodziło Ci o krzywdę – ale ona się wydarzyła.
I jesteś za nią odpowiedzialny.
Nie traktuj ludzi jak stacji benzynowej – podjeżdżasz, kiedy Ci brakuje.
Nie traktuj relacji jak Ubera – tylko do momentu, aż Cię dowiezie.
Nie udawaj, że kochasz, jeśli nie masz zamiaru kochać naprawdę.
Bo jeśli dalej będziemy żyć w świecie, gdzie wszystko i wszyscy są „na chwilę”, to sami w końcu zostaniemy tylko… chwilą.
Bez znaczenia. Bez głębi. Bez sensu.
Bo przecież człowiek nie został stworzony po to, by być chwilą.
Został stworzony po to, by być kimś, a nie „czymś”.
Nie przelotnym punktem na mapie czyjejś wygody, ale stałym adresem obecności.
Relacje, które opierają się tylko na interesowności, prędzej czy później się wypalają.
Zostaje po nich coś gorszego niż pustka – rozczarowanie.
Zaczynamy patrzeć na drugiego człowieka jak na potencjalne zagrożenie. Przestajemy ufać. Chowamy serce do kieszeni. Stajemy się cyniczni.
Bo raz zdradzona wrażliwość uczy zamknięcia.
I właśnie dlatego trzeba dziś – głośno i wyraźnie – powiedzieć sobie i światu:
dość wykorzystywania, dość pozorów, dość grania na cudzych uczuciach.
Człowiek zasługuje na to, by być kochanym nie za coś, ale pomimo wszystko.
By być przyjmowanym nie jako projekt do zrealizowania, ale jako osoba do zrozumienia.
By być traktowanym nie jako przystanek, ale jako cel sam w sobie.
Miłość nie jest wtedy prawdziwa, kiedy coś nam daje.
Jest prawdziwa, gdy coś kosztuje.
Przyjaźń nie jest wartościowa wtedy, gdy wszystko układa się idealnie.
Ale wtedy, gdy potrafi przetrwać nawet wtedy, gdy wszystko się sypie.
I wreszcie – człowieczeństwo nie polega na tym, że możesz kogoś wykorzystać.
Ale że decydujesz się tego nie robić, nawet jeśli mógłbyś.
Bo prawdziwe relacje buduje się nie na tym, co z nich wyciągniesz, ale na tym, co jesteś gotów dać bez gwarancji zwrotu.
W świecie, który coraz głośniej mówi: “licz tylko na siebie”, bądź tym, kto powie:
“Możesz na mnie liczyć.”
I niech to będzie początek końca świata, w którym ludzie traktują się jak narzędzia.