Byłem gościem programu „Aktualności dnia” w Radiu Maryja, gdzie poruszyliśmy temat, który powinien wywołać alarm w każdej odpowiedzialnej głowie: demontaż rodziny pod płaszczykiem „ułatwień proceduralnych”. W rzeczywistości – to nie reforma. To pełzająca rewolucja.
W rozmowie wybrzmiał dramat współczesnej polityki rodzinnej. Uproszczone rozwody bez orzekania o winie, brak sądu, brak refleksji, a wszystko – jakby chodziło o wypowiedzenie umowy na Internet.
„Żyjemy w czasach, kiedy w takim samym czasie można zarejestrować firmę i się rozwieść” – powiedziałem wprost.
„To pokazuje, że państwo nadal traktuje obywateli, jakby byli niezdolni do tego, żeby nawiązać więzi, odbudować je, zawalczyć o rodzinę”.
Nie chodzi o to, by nikogo zmuszać do cierpienia w toksycznych relacjach. Ale czy naprawdę rozwiązaniem ma być rozwód na kliknięcie? Czy państwo zamiast mediacji, wsparcia psychologicznego, duszpasterskiego, edukacyjnego – proponuje rozpustną procedurę unieważnienia życia rodzinnego jednym podpisem?
W programie przypomniałem, że to nie jest pierwszy raz w historii, gdy władza próbuje przejąć kontrolę nad rodziną. Reformacja, zrywając z katolickim rozumieniem małżeństwa jako nierozerwalnego sakramentu, oddała je pod władzę państwa. A jak się kończy małżeństwo bez sakramentu – widzimy dzisiaj na masową skalę.
„Reformacja odebrała małżeństwu sakramentalny charakter i oddała je pod kontrolę władzy świeckiej. A to był początek rozkładu jego trwałości” – zauważyłem.
To, co wtedy zaczęto nazywać „reformą”, dziś kontynuuje się w ramach tzw. „postępu”. Nie pod sztandarem Lutra, ale gender, pseudotolerancji, wolności bez odpowiedzialności. Zmieniono szyld, ale nie strategię.
Dziecko idzie do psychologa. Rodzic… milczy. Jeszcze bardziej niepokojący jest inny wątek naszej rozmowy – propozycja umożliwienia dzieciom w wieku 13 lat korzystania z pomocy psychologicznej bez wiedzy i zgody rodziców.
„Nastolatek nie może kupić sobie napoju energetycznego, ale może iść do psychologa bez wiedzy rodziców? Ktoś chyba stracił kontakt z rzeczywistością” – skomentowałem.
To nie jest troska o młodzież. To eksperyment na psychice dzieci, dokonywany poza rodziną, poza odpowiedzialnością, poza sumieniem.
Państwo zaczyna traktować rodzinę jak przeszkodę, a nie fundament wychowania. Zastępuje rodziców ekspertami, konsultantami, urzędnikami – jakby więzi międzyludzkie dało się zbudować algorytmem lub kwestionariuszem. To nie jest pomoc. To przemoc instytucjonalna.
Rodzina nie jest kulą u nogi. Rodzina to fundament. Nie ma silnego państwa bez silnych rodzin. Nie ma wolnych obywateli bez odpowiedzialnych ojców i matek. Nie ma cywilizacji bez trwałych więzi, które nie poddają się presji chwilowych emocji czy mody na „wolność od zobowiązań”.
Jeśli dziś nie staniemy w obronie rodziny, jutro nie będzie już czego bronić. I żadne deklaracje o „wartościach” tego nie zmienią. Bo wartości bez struktur, bez systemu, bez prawa – są tylko pustymi słowami.
Nie potrzebujemy państwa, które rozwiązuje nasze małżeństwa szybciej niż drukuje akt ślubu. Nie potrzebujemy ustaw, które zrywają naturalną więź między dzieckiem a rodzicem. Potrzebujemy odwagi, by powiedzieć: stop.