Pomiędzy wydarzeniem Wielkiego Piątku a Zmartwychwstaniem znajduje się epizod Wielkiej Soboty. Dzień zstąpienia Chrystusa do otchłani jest wydarzeniem bezprecedensowym. Pomimo licznych dyskusji na ten temat, pozostaje on nadal dla nas niewysłowioną tajemnicą, wobec której umysł ludzki musi zamilknąć i bardziej zaufać Bogu, niż zdać się na własne spekulacje i pomysły wielu liberalnych teologów, którzy chcieliby go pominąć nawet w credo.
Tymczasem, patrząc na teologię Wielkiej Soboty, przychodzi nam na myśl Nietzsche, który w opisie szalonego człowieka biegającego w jasne przedpołudnie z zaświeconą latarnią po targowisku bezustannie powtarzającego słowa: Szukam Boga! Szukam Boga! („Wiedza radosna, 125”). W rzeczywistości jednak: czy nie słychać jeszcze zgiełku grabarzy, którzy grzebią Boga? (…) Bóg umarł! Bóg nie żyje ! Myśmy go zabili! Jakże się pocieszymy, mordercy nad mordercami? Najświętsze i najmożniejsze, co świat dotąd posiadał, krwią spłynęło pod naszymi nożami – kto zetrze z nas tę krew? („Tamże”).
Słowa Nietzschego pod względem literalnym wpisują się w tradycję chrześcijańskiego nabożeństwa Męki Pańskiej. Już H. de Lubac, zwrócił uwagę na fakt, że wyrażają one treść Wielkiej Soboty, i mówią o tym, że Jezus Chrystus zstąpił do piekieł („Dramat humanizmu ateistycznego”). Człowiek, o którym wspomina Nietzsche, wzbudza w środowisku ludzi niewierzących, nie tyle powszechne zdziwienie, co ironiczny uśmiech. Mówią oni wprost: czyliż zginął? spytał jeden. Czyż zabłąkał się jak dziecko? rzekł drugi. Czy się ukrywa? Może boi się nas? Czy nie wsiadł na okręt? Wywędrował? – tak krzyczeli i śmieli się w zgiełku („Wiedza radosna, 125”).
Tymczasem Bóg, w swym pragnieniu ukochania człowieka, nie zatrzymał się jedynie na Golgocie. Chociaż Krzyż przekonuje nas o tym, że Jego miłość nie cofa się przed niczym („Redemptor hominis, 9”), to Bóg poszedł za człowiekiem jeszcze dalej. Poszedł za nim do piekła. Dlatego nie przypadkiem Dante Alighieri w „Boskiej komedii” opisuje piekło jako miejsce pozbawione nadziei. Rzućcie nadzieję wy, co tu wchodzicie!… te słowa oczy napotkały moje na szczycie bramy ciemną barwą znaczone („Boska komedia, III, 9-10”). Jednak Chrystus, wbrew wszelkiej nadziei, wierzy nadziei. Idzie wyzwolić ludzkość z kajdan grzechów. Przecież już pod Jego spojrzeniem topnieje wszelka forma fałszu i nienawiści, a spotkanie z Nim naznaczone jest zawsze pewną formą uwolnienia i odzyskania własnej tożsamości („Spe salvi, 47”).
W bólu tego osądzającego spotkania z Chrystusem to, co grzeszne, pożądliwe i nieczyste w ludzkiej egzystencji, przedstawia się jako w rzeczywistości jako zbawienie. Dotknięcie Jego Serca uzdrawia nas przez bolesną niewątpliwie przemianę, niczym przejście przez ogień (Tamże). W rozległych ciemnościach, posługując się terminologią Bługakowa, nie ma niczego pozytywnego! („Światło wieczności”). Jednakże, tam schodzi Zbawiciel, ażeby zbudzić tych, którzy śpią od wieków („Katolicyzm”). Starożytna homilia na Wielką Sobotę, podpowiada nam, że Chrystus idzie do piekła, aby odnaleźć ludzkość i pierwszego człowieka. Przyszedł więc do nich Pan, trzymając w ręku zwycięski oręż krzyża. Ujrzawszy Go praojciec Adam, pełen zdumienia, uderzył się w piersi i zawołał do wszystkich: Pan mój z nami wszystkimi! I odrzekł Chrystus Adamowi: I z duchem twoim! A pochwyciwszy go za rękę, podniósł go mówiąc: Zbudź się, o śpiący, i powstań z martwych, a zajaśnieje ci Chrystus (LG tom II, s. 382).
Wspomniane wydarzenie pięknie opisuje ikona Zstąpienia do Otchłani (gr. Anastasis), na której widzimy jak Zbawiciel depcze skrzyżowane bramy piekieł przekonując, że poprzez Krzyż dokonało się w rzeczywistości zwycięstwo Chrystusa nad wszelką formą zła. Zbawiciel w geście wyciągniętej ręki w kierunku Adama, Ewy i któregoś z patriarchów, nakłania ich wyraźnie do opuszczenia Otchłani.
Opisana na ikonie scena przekonuje doskonale koreluje z homilią przypisywaną Pseudo Epifaniuszowi. W niej Chrystus wkraczający do piekła mówi: Oto Ja, twój Bóg, który dla ciebie stałem się twoim synem. Oto teraz mówię tobie i wszystkim, którzy będą twoimi synami, i moją władzą rozkazuję wszystkim, którzy są w okowach: Wyjdźcie! A tym, którzy są w ciemnościach, powiadam: Niech zajaśnieje wam światło! Tym zaś, którzy zasnęli, rozkazuję: Powstańcie! Tobie, Adamie, rozkazuję: Zbudź się, który śpisz! Nie po to bowiem cię stworzyłem, abyś pozostawał spętany w Otchłani. Powstań z martwych, albowiem jestem życiem umarłych. Powstań ty, który jesteś dziełem rąk moich. Powstań ty, który jesteś moim obrazem uczynionym na moje podobieństwo. Powstań, wyjdźmy stąd! („Katolicyzm”).
Można jeszcze dopowiedzieć jeszcze pogrążonemu w beznadziei Adamowi: Bracie, który nie wiesz, na co czekasz, który trzymasz się kurczowo tego, czego w sobie nie cenisz. Jak rozbitek nie wiesz, co robić. Jak rozbitek czujesz pustkę wśród gromady. (…) Jest takie czekanie, które już jest spotkaniem. Jest taka ciemność, która już jest światłością („Jest cisza”). Praojciec, pogrążony w czeluściach piekielnych, a zarazem osoba sprowadzająca całą ludzkość na manowce grzechu i śmierci, na dnie piekła potrafi zrozumieć, że jedynie miłość Jezusa przewyższa całe zło świata i zło w nas. Ból miłości staje się naszym zbawieniem i naszą radością („Spe salvi, 47”).
Katecheza Wielkiej Soboty przekazuje nam zasadniczą prawdę, że to nie Adam, ale ty, decydujesz o przyjęciu darmowej miłości Boga. Możesz ją odrzucić, podeptać i uznać za bezużyteczną. Musisz jednak wiedzieć, że całe twoje życie, pozostanie na zawsze dla Chrystusa Wielką Sobotą, w której przyjdzie On jako Miłość do Twego serca. Jezus Chrystus będzie schodzić w Otchłań twoich słabości, niedoskonałości oraz grzechów. Wyprowadzający cię z Otchłani grzechów ku światłu zmartwychwstania, Zbawiciel świata, nigdy nie przestanie mówić do Ciebie słowami Pseudo- Epifaniusza: Nie po to bowiem cię stworzyłem, abyś pozostawał spętany w Otchłani. Powstań z martwych, albowiem jestem życiem umarłych. Powstań ty, który jesteś dziełem rąk moich. Powstań ty, który jesteś moim obrazem uczynionym na moje podobieństwo. Powstań, wyjdźmy stąd! („Katolicyzm”).