W sobotnio-niedzielnym wydaniu „Naszego Dziennika” odpowiadam na pytania red. Rafała Stefaniuka. Rozmawiamy o decyzji sekretarza stanu USA Marco Rubio, który zakazał wywieszania na amerykańskich ambasadach flag innych niż narodowa. To koniec promowania ideologii przez zagraniczne placówki dyplomatyczne? Jakie to ma znaczenie dla Polski i Europy?
Zapraszam do lektury!
– Zdecydowanie popieram tę decyzję. Jako Akcja Katolicka Archidiecezji Częstochowskiej wielokrotnie protestowaliśmy przeciwko angażowaniu się obcych ambasad – w tym amerykańskiej – w promocję środowisk lgbt czy ruchów, takich jak BLM. Wywieszanie ich flag to nie jest neutralny gest. To jest manifestacja wsparcia dla ideologii, które są sprzeczne z polską tradycją i kulturą. Flaga to nie tylko kawałek materiału. To symbol, który reprezentuje wartości, historię i tożsamość narodu. Wywieszając na swoich ambasadach wyłącznie flagi narodowe, administracja amerykańska jasno deklaruje, co dla niej jest priorytetem i jakie wartości zamierza promować. To gest, który ma głęboki wymiar polityczny i kulturowy. Nie mam wątpliwości, że decyzja Marca Rubio jest słuszna. Ambasady powinny być przede wszystkim przestrzenią reprezentacji swojego kraju, a nie areną wspierania kontrowersyjnych ruchów czy ideologii.
– Mocny, ale całkowicie uzasadniony. Wywieszenie tęczowej flagi przez ambasadę to jasny sygnał polityczny. Takie działanie wzmacnia środowiska lgbt, które mogą mówić: „Zobaczcie, tak potężne państwo jak Stany Zjednoczone nas popiera – tam jest demokracja, a my jesteśmy w awangardzie zmian”. To paliwo dla ideologicznych sporów w Polsce. Nie ma wątpliwości, że środowiska gender stały się stroną otwartego konfliktu politycznego i kulturowego w naszym kraju. Weźmy np. „czarne marsze” czy inne podobne inicjatywy – to nic innego jak odsłona ideologicznej batalii, która podważa nasze fundamenty. Te środowiska wprost wypowiedziały wojnę polskiej kulturze, tradycji, religii i tożsamości. Co więcej, ich działania mają bezpośredni wpływ na decyzje polityczne Polaków. Ambasador, który manifestacyjnie pokazuje się z tęczową flagą, przestaje być bezstronnym dyplomatą – staje się aktywnym uczestnikiem tego konfliktu. To jest ingerencja w sprawy wewnętrzne Polski, a to z kolei jest złamaniem prawa międzynarodowego, które jasno definiuje, że dyplomaci mają obowiązek powstrzymywać się od działań wpływających na politykę wewnętrzną państwa, w którym pełnią swoją funkcję.
– Co roku ambasadorzy akredytowani w Polsce publikują listy poparcia dla środowisk lgbt. Wie pan, co jest w tym najbardziej paradoksalne? Podpisują się pod nimi przedstawiciele państw, które same otwarcie prześladują osoby lgbt lub systematycznie ograniczają ich prawa. To pokazuje, że poparcie dla tych środowisk nie ma nic wspólnego z tolerancją. To czysta polityka. Nie chodzi o prawa mniejszości – chodzi o wywieranie wpływu, o narzucanie ideologii i osłabianie polskiej tożsamości.
– Jest na to spora szansa, ale warto zachować ostrożność – prawdziwe efekty zobaczymy dopiero w praktyce. Kluczowe będzie, czy do Polski trafi ambasador, który będzie miał zdrowe podejście do pełnienia swojej funkcji. Nie potrzebujemy powtórki z czasów Georgette Mosbacher, którą przysłał Donald Trump. Przypomnijmy, była to osoba, która z Warszawy groziła nam palcem, zamiast faktycznie dążyć do budowania partnerskich relacji. Tym razem liczę, że administracja wykaże się większym wyczuciem i wyśle kogoś, kto naprawdę będzie pilnował wspólnych wartości i interesów. Jednocześnie to także wyzwanie dla nas – dialog z Amerykanami musi być konstruktywny i oparty na wzajemnym szacunku. Chciałbym, aby przedstawiciele nowej administracji faktycznie zaangażowali się w wydarzenia, które są bliskie polskiemu społeczeństwu, jak choćby Marsze dla Życia i Rodziny w Częstochowie, Warszawie czy innych miastach. W przeszłości jako Akcja Katolicka Archidiecezji Częstochowskiej takie zaproszenia wysyłaliśmy, ale niestety pozostawały bez odpowiedzi. Może teraz doczekamy się zmiany, a nowy ambasador pokaże, że rozumie polskie wartości i chce uczestniczyć w naszych inicjatywach, które budują tożsamość narodową. To byłby prawdziwy gest partnerstwa.
– Myślę, że w Europie – i nie tylko w Europie – dojrzewa klimat sprzyjający takiej zmianie. Kraj powinien kojarzyć się jednoznacznie ze swoją tożsamością, kulturą i historią, a nie z ideologią czy wymysłami neomarksizmu. Ci wszyscy neomarksiści, którzy usiłują wpływać na społeczeństwa, dążą do jednolitego, pozbawionego narodowych cech świata, gdzie sprawy krajowe tracą znaczenie. Ale to nie jest kierunek, który buduje przyszłość. Europa i inne kraje muszą wyraźnie określić swoje priorytety. Powinny jasno pokazać, że opierają swoją tożsamość na narodzie – na rodzinie, tradycji i wartościach, które stanowią esencję ich istnienia. Inwestowanie w ideologie, które są oderwane od rzeczywistości, prowadzi donikąd. Dane jasno pokazują, że te eksperymenty nie przynoszą oczekiwanych rezultatów, choć ich promotorzy próbują zaklinać rzeczywistość, wykorzystując media i inne narzędzia wpływu. Dlatego jestem zdania, że inne kraje powinny pójść w ślady Stanów Zjednoczonych. Ambasada to symbol danego państwa, jego barw, historii i systemu wartości. Jeśli na jej terenie wywieszana jest tęczowa flaga, co to właściwie mówi o tym kraju? Czy o jego narodowych barwach, czy o podporządkowaniu się ideologiom? Decyzja Amerykanów jest wyraźnym sygnałem i krokiem w dobrą stronę. Flaga narodowa powinna mówić jedno: „To my, to nasze wartości, to nasza historia”. Każdy kraj, który myśli poważnie o przyszłości, powinien zrobić dokładnie to samo, co USA.
– Ambasador, który świadomie bierze udział w paradzie równości, powinien doskonale zdawać sobie sprawę, że Konstytucja RP w art. 18 jasno stwierdza, że małżeństwo i rodzina są objęte szczególną ochroną prawną. Udział dyplomaty w wydarzeniu, które promuje narracje stojące w sprzeczności z tym zapisem, jest jawnym sygnałem, że wpisuje się on w ideologiczny spór i de facto wspiera antykonstytucyjne postulaty. Jak można uznać za wiarygodnego ambasadora, który nie respektuje prawa kraju, w którym pełni swoją misję?