4 maja to nie tylko data w kalendarzu. To hołd dla ludzi, którzy każdego dnia podejmują decyzję, by stanąć między życiem a śmiercią. Dla tych, którzy nie potrzebują fanfar, lajków i kamer, by robić to, co słuszne. Dzień Strażaka – dzień odwagi, poświęcenia i cichej wielkości.
To święto tych, którzy biegną tam, skąd inni uciekają. Którzy wchodzą w ogień, by wyciągnąć nieznajomego człowieka. Którzy nie kalkulują, nie pytają: „czy warto?”, tylko: „gdzie mam być?”.
Dlaczego właśnie 4 maja? Bo tego dnia Kościół wspomina św. Floriana – rzymskiego żołnierza, oficera, który nie wyparł się Boga, nawet gdy za wierność groziła mu śmierć. Zginął, bo odmówił zaprzenia się wiary. Święty Florian to nie tylko patron strażaków, hutników i kominiarzy – to symbol odwagi, niezłomności i bezwarunkowej służby. Jego postać pokazuje, że prawdziwe bohaterstwo zawsze idzie w parze z wiarą i gotowością do ofiary.
Dziś oddajemy cześć wszystkim, którzy noszą mundur i hełm. Strażakom zawodowym i ochotnikom. Tym z wieloletnim doświadczeniem i tym, którzy dopiero uczą się, jak nieść pomoc. Bo nie chodzi tylko o gaszenie pożarów – chodzi o gotowość do bycia tam, gdzie płonie ludzkie życie.
Cieszę się, że mogę znać zwłaszcza wielu młodych ludzi, którzy nie przechodzą obojętnie obok takich wartości jak służba i angażują się, pomagają, uczą się szacunku i wdzięczności. Dzień Strażaka to także dzień wychowania do służby – tej bezinteresownej, pokornej, prawdziwej.
Świat potrzebuje bohaterów. Nie superbohaterów z filmów Marvela. Prawdziwych. Cichych. Ukrytych za maską i mundurem. Tych, którzy bez rozgłosu niosą ratunek. Z sercem na dłoni. Z gotowością, by – jeśli trzeba – zapłacić najwyższą cenę.
Dziękujemy Wam. Za każdą interwencję. Za każdą minutę czuwania. Za każdą noc spędzoną w remizie. Za każde życie, które dzięki Wam trwa dalej.