19 lutego 1947 roku, na mocy wyroku Wojskowego Sądu Rejonowego w Łodzi, został rozstrzelany kpt. Stanisław Sojczyński „Warszyc” – żołnierz niezłomny, dowódca Konspiracyjnego Wojska Polskiego, człowiek, który do końca wierzył, że Polska nie może być narzuconą konstrukcją, że jej prawdziwy kształt tkwi w sercach tych, którzy nigdy nie zgodzili się na niewolę.
Jego śmierć była kolejnym symbolem tragicznego losu tych, którzy po zakończeniu II wojny światowej nadal walczyli o wolną i suwerenną Polskę. Ich walka nie była wyborem, lecz koniecznością – zbrojnym sprzeciwem wobec narzuconej siłą nowej, komunistycznej rzeczywistości.
Historia „Warszyca” na zawsze pozostanie związana z Radomskiem i Częstochową – miejscami, gdzie toczyła się jego walka i gdzie przyszło mu stawić czoła bezwzględnemu wrogowi. To w Radomsku, jeszcze w czasie okupacji niemieckiej, kształtował struktury konspiracyjne i stawał się symbolem oporu. Po wojnie, widząc jak Polska zostaje oddana w ręce nowego okupanta, nie złożył broni. Właśnie w Częstochowie, 27 czerwca 1946 roku, został aresztowany przez komunistyczne służby bezpieczeństwa. Stamtąd trafił do więzienia w Łodzi, gdzie po brutalnym śledztwie zapadł wyrok skazujący go na śmierć.
„Darowano nam Polskę i ustanowiono nad Nią rządy, jakbyśmy byli narodem żebraków…
Jakbyśmy przez sześć lat okupacji tylko biernie czekali na koniec wojny.
Jakbyśmy nie toczyli najkrwawszych bitew, nie przelewali krwi w największych starciach na świecie.
Jakbyśmy nie przewyższali naszych rzekomych „wyzwolicieli” gotowością do poświęceń i bohaterstwem.
Na świętych ołtarzach Wawra, Oświęcimia, Majdanka, Warszawy, na partyzanckich leśnych pobojowiskach, w spacyfikowanych miastach i wsiach – dokonano najhaniebniejszej profanacji.
Stworzono sztuczną Polskę – jakby w naszych sercach nie żyła prawdziwa. Polskę, która stała się usankcjonowaniem podłości, zdrady i zła.”
Stanisław Sojczyński był dla komunistycznych władz nie tylko zagrożeniem, ale i symbolem, który trzeba było zniszczyć. Chciano go skazać nie tylko na śmierć, ale i na zapomnienie – by jego imię nigdy więcej nie zostało wypowiedziane.
Ale pamięć przetrwała. W Radomsku i Częstochowie, w lasach, gdzie walczyli jego żołnierze, w sercach tych, którzy wiedzieli, że jego ofiara nie poszła na marne. „Warszyc” nie zgodził się na życie w fałszu. Nie zaakceptował zniewolenia. Zginął, ale nie przegrał.
Dziś pamiętamy. Dziś oddajemy hołd tym, którzy nie poddali się nawet wtedy, gdy przyszli nowi okupanci.
Pamięć o „Warszycu” żyje. Bo Polska, o którą walczył, była i jest prawdziwa.