Dziś będzie o tym, jak „Klimatyczny RAF” odgrywa swój teatr absurdu oraz o tym, jak Ostatnie Pokolenie straciło nie tylko grunt, twarz i finansowanie, ale przede wszystkim uświadamia sobie, że kurki finansowe United States Agency for International Development, przykręcone lewackim instytucjom, nie pozwalają na dalsze działania. Widać jak na dłoni, że gdy kończy się kasa, kończy się również rewolucja.
Prokuratura Generalna w Monachium wniosła właśnie akt oskarżenia przeciwko pięciorgu członkom dawnego Ostatniego Pokolenia. Według śledczych, aktywiści mieli utworzyć organizację przestępczą, której celem było popełnianie czynów karalnych – od zakłócania porządku publicznego po dewastację mienia i sparaliżowanie kluczowych elementów infrastruktury. Choć część niemieckich mediów broni protestujących, uznając zarzuty za „przesadzone”, coraz więcej głosów – również ze strony klasy politycznej – mówi jasno: Ostatnie Pokolenie stało się klimatycznym szantażystą, nie mającym nic wspólnego z pokojowym aktywizmem.
Andreas Dobrindt z konserwatywnej CSU nazwał tę grupę wprost: „Klimatycznym RAF-em”. Odniesienie do skrajnie lewicowej Frakcji Czerwonej Armii, odpowiedzialnej za serię morderstw i zamachów terrorystycznych w latach 70. i 80., nie jest przypadkowe. W oczach coraz większej części niemieckiej opinii publicznej Ostatnie Pokolenie przekroczyło granicę między obywatelskim nieposłuszeństwem a ekoterroryzmem.
W tle tego całego zamieszania kryje się coś jeszcze – pieniądze. Po dojściu Donalda Trumpa do dominującej pozycji w Partii Republikańskiej, zaczęły wysychać dotacje dla transatlantyckich organizacji klimatycznych. Trump i jego ludzie zakręcili finansowe kurki wielu podmiotom, które – choć działały głównie w Europie – były zasilane dolarami od amerykańskich fundacji progresywno-klimatycznych.
Nie będzie już kasy na zbijanie bąków, dewastację dzieł sztuki, przyklejanie się do asfaltu i wynajmowanie adwokatów do każdej błyskotliwej akcji. To nie przypadek, że Ostatnie Pokolenie w grudniu 2024 roku ogłosiło zmianę strategii – oficjalnie po to, by „odświeżyć formę protestu”, nieoficjalnie: bo się skończył budżet.
Grupa zmienia nazwę. Zmienia styl. Zapowiada „coś nowego, coś większego”. Ale nie łudźmy się – to raczej krok desperacji niż strategii. „Blokady są symbolicznymi komunikatami, a nie aktywistyczną samopomocą” – komentuje „Süddeutsche Zeitung”. Ale symbol – kiedy przestaje być formą wyrazu, a staje się metodą destrukcji – traci swoją moc. Zatrzymane ambulanse. Spóźnione porody. Uwięzieni w korkach rodzice wiozący dzieci do szkoły. Lotniska sparaliżowane przez kilka osób przyklejonych do płyty startowej. Pomarańczowa farba na Bramie Brandenburskiej. Ociekające cieczą dzieła sztuki. To już nie jest „krzyk rozpaczy”.
To spektakl przemocowego szantażu.
Jakie to wszystko miało przełożenie na realną politykę klimatyczną? Żadne. Jedynym rezultatem była rosnąca irytacja społeczeństwa i utrata sympatii, nawet wśród tych, którzy jeszcze niedawno sami nosili torby z napisem „There is no planet B”. Co więcej, coraz częściej aktywiści są prawomocnie skazywani. W ciągu ostatnich dni zapadły kolejne wyroki – więzienie bez zawieszenia. I choć niektórzy sędziowie przyznają, że rozumieją idee grupy, nie akceptują środków, jakie obrano do ich realizacji.
Ostatnie Pokolenie działa także w Polsce – choć nie tak spektakularnie jak u naszych zachodnich sąsiadów. Ale i u nas nie brakuje absurdu. Siedziba? Warszawa. Koszty funkcjonowania? Częściowo pokrywane z budżetu miasta stołecznego Warszawy, z puli środków na tzw. „rozwój społeczeństwa obywatelskiego”. W praktyce oznacza to, że warszawski ratusz – pośrednio – partycypuje w finansowaniu grupy, która przykleja się do ulic i oblewa pomniki.
Akcja oblania Warszawskiej Syrenki farbą to tylko jeden z przykładów. Inne „akcje” to np. przyklejanie się do tramwajów, rozrzucanie ulotek na trasach autobusów czy zakłócanie wydarzeń kulturalnych. To nie są pokojowe manifestacje. To dezorganizacja życia codziennego pod pretekstem ratowania świata. Dewastacja jako performans? W nowym klimacie społecznym – nie działa. Zwłaszcza kiedy ten performans okazuje się finansowany przez publiczne pieniądze.
Ostatnie Pokolenie – mimo rebrandingu – nie potrafi już zmyć etykiety organizacji ekstremistycznej. I nie chodzi tylko o retorykę polityków czy medialne kalki. Niemiecki wymiar sprawiedliwości oficjalnie traktuje ich jak zorganizowaną grupę przestępczą. Śledczy przedstawili ponad 140-stronicowy akt oskarżenia. Zarzuty są poważne. Chodzi o działania zaplanowane, skoordynowane, celowe – mające wywołać chaos, paraliż i presję polityczną. To nie są impulsywne akty obywatelskiego oporu. To systemowa, konsekwentna strategia destabilizacji. To w pewnym sensie terroryzm z ekocertyfikatem.
Warto wspomnieć jeszcze o obszarach, które się wzajemnie przenikają – państwa prawa i granicach protestu. Wbrew narracji, jaką próbują narzucić aktywiści, nie chodzi tu o tłumienie głosu społeczeństwa obywatelskiego. Wręcz przeciwnie – protest, sprzeciw, manifest – to nieodłączna część demokracji. Ale demokracja nie oznacza przyzwolenia na wszystko. Nie oznacza prawa do dewastacji w imię „wyższych celów”. Bo jeśli dziś dopuścimy, że ktoś może zablokować miasto, zniszczyć zabytek czy zdewastować muzeum – to jutro znajdzie się inna grupa, z innym celem, która uzna, że „jej sprawa też jest ważna”. Protest ma sens tylko wtedy, gdy nie niszczy wspólnoty, dla której się odbywa. A Ostatnie Pokolenie – od dawna – nie mówi już w imieniu społeczeństwa, ale działa przeciwko niemu.
Zmiana nazwy. Zmiana strategii. Próba ratowania wizerunku. To wszystko dzieje się nie dlatego, że „misja się skończyła”.
Ale dlatego, że skończyły się pieniądze, cierpliwość opinii publicznej i polityczna tolerancja. Być może to rzeczywiście było „ostatnie pokolenie” – ale nie to, które powstrzyma katastrofę klimatyczną. Raczej – ostatnie, które uwierzyło, że radykalizm może zastąpić rozsądek. Nie potrzebujemy dzisiaj herosów przyklejonych do asfaltu. Potrzebujemy mądrych głów, które potrafią zmieniać świat bez niszczenia go po drodze. Roger Scruton zwracał uwagę na to, że: „Największym zagrożeniem dla środowiska nie jest ignorancja, lecz histeria. Bo kiedy ekologia staje się religią, przestaje być rozsądkiem.”
Dlatego, konkludując, jeśli jakaś organizacja nie widzi różnicy między protestem a przestępstwem – to niech nie dziwi się, że państwo zaczyna traktować ją jak przestępczą. A co do nazwy, to zawsze można zmienić Ostatnie Pokolenie na Ostatni Dzwonek.