„Nie ma przymusu w religii”

W relacjach pomiędzy wspólnotą muzułmańską a Zachodem zawrzało po wydarzeniach z 11 września 2001 r. (World Trade Center. W niniejszej konfrontacji kluczową rolę zaczęły odgrywać ekstremistyczne wspólnoty religijne, które podjęły wysiłek nad kształtowaniem świadomości ludzi spod znaku półksiężyca.
 
Warto przypomnieć wykład Benedykta XVI, który papież wygłosił 12. września 2006 r. na Uniwersytecie Ratyzbońskim. Papież, Nawiązując w swej wypowiedzi odwołując się do integralnej roli wiary prawa i rozumu, omówił kwestię stosowania przemocy, przymusu w religii. W niniejszej kwestii papież uznał za słuszne, posłużyć się dialogiem, jaki miał miejsce między bizantyjskim cesarzem Manuelem II Paleologiem, a wykształconym perskim retorem. Sama rozmowa oczywiście dotyczyła wartości, które wypływają z doktryny teologicznej islamu.
 
Z samego kontekstu rozmowy wynika, że cesarz doskonale wiedział, że w Koranie – w surze 2,256 – znajduje się zapis: „Nie ma przymusu w religii”. Jest to jedna z sur z tzw. wczesnego okresu, kiedy Mahomet był jeszcze słaby, a jego pozycja była zagrożona. Oczywiście Manuel II Paleolog, znał dokładnie zapisy, które utworzono później i wprowadzono do Koranu. Treści te dotyczyły „świętej wojny”.
 
Paleolog zadaje swemu adwersarzowi pytanie o relacje zachodzące między religią, a przemocą. Pytanie cesarza wydaje się aż nadto zasadne: „Pokaż mi, co przyniósł Mahomet, co byłoby nowe, a odkryjesz tylko rzeczy złe i nieludzkie, takie jak jego nakaz zaprowadzania mieczem wiary, którą głosił”. Cesarz kontynuując swój wywód, wyjaśniał szczegółowo powody, dla których rozpowszechnianie wiary za pomocą przemocy jest zachowaniem nierozumnym.
 
Zatem przemoc jest niezgodną z naturą Boga i naturą duszy rzeczywistością. „Bóg nie cieszy się z krwi, a nierozumne postępowanie (συν λόγω) jest sprzeczne z Bożą naturą. Wiara rodzi się z duszy, nie z ciała. Ktokolwiek miałby doprowadzić drugiego do wiary, potrzebuje zdolności dobrego przemawiania i właściwego rozumowania, bez przemocy i gróźb… Aby przekonać rozumną duszę, nie potrzeba silnego ramienia ani żadnej broni, ani żadnych innych sposobów grożenia danej osobie śmiercią”.
 
Przypomnę również, że po 11 września 2001 i interwencji sił wojskowych USA w Iraku i Afganistanie wśród wyznawców Allaha na nowo odżyła idea wprowadzenia dżihadu w różnych miejscach świata. Osama bin Laden nawoływał wprost do walki z geostrategicznymi interesami Zachodu. Bardzo szybko też wyrósł na duchowego przewodnika radykalnych islamistów. Bardzo szybko też wsparte przykładem bin Ladena radykalne skrzydło islamu, w sposób literalny zaczęło interpretować sury koraniczne. W dalszej kolejności imamowie zafascynowani ideą kalifatu zaczęli tworzyć z nich odpowiednie narzędzia do walki. Interpretacja kilku sur „Koranu” napawać może przeciętnego Europejczyka niepokojem.
 
Przedstawiam poniżej kilka z nich:
 
  • „O Proroku! Walcz przeciwko niewiernym i przeciwko obłudnikom i bądź dla nich surowy! Ich miejscem schronienia będzie Gehenna. Jakże nieszczęsne to miejsce przybycia!” (9, 73),
  • „I zwalczajcie ich, aż ustanie prześladowanie i religia będzie należeć do Boga. A jeśli oni się powstrzymają, to wyrzeknijcie się wrogości przeciw niesprawiedliwym” (2, 193),
  • „A kiedy miną święte miesiące, wtedy zabijajcie bałwochwalców, tam gdzie ich znajdziecie; chwytajcie ich, oblegajcie i przygotowujcie dla nich wszelkie zasadzki” (9, 5),
  • „Jeśli jednak niewierni przyjmą islam, walka musi być przerwana: A jeśli się nawrócą i będą odprawiać modlitwę, i dawać jałmużnę, to dajcie im wolną drogę” (9, 5).
 
Jeżeli powyższe sury modelują świadomość i nastroje wśród potencjalnych wyznawców Allaha, to chyba należy zadać sobie kluczowe pytanie o to: „Kim jest statystyczny wyznawca Allaha, który przybywa do Europy?” Odpowiedź narzuca się nam samoistnie. Otóż muzułmanie w Europie żyją realnie w dwóch odmiennych światach. Jednym z nich jest państwo, do którego przybyli i które zamieszkują i traktują jako własne terytorium. Drugim światem jest religia. To ona stanowi narzędzie znamionujące tożsamość muzułmanów w Europie.
 
Widać, jak ekstremizm islamski daje raz po raz znać o sobie nie tylko w Europie ale na całym świecie. Przypomnę w tym miejscu chociażby serię zamachów terrorystycznych z 11 marca 2004 r. w Madrycie, czy tzw. „incydenty” z 7 i 21 lipca 2005 r. w Londynie. Sięgnę jeszcze pamięcią do daty 7 stycznia 2015 roku, kiedy to w Paryżu, w redakcji satyrycznego magazynu „Charlie Hebdo” ekspansyjny i radykalny islam pozbawił życia francuskich dziennikarzy.
 
Ekspansja islamu na świecie posiada jeszcze inne, odmienne oblicze. Oblicze demograficzny. Mam na myśli tutaj ujemny przyrost naturalny na naszym kontynencie, który na tle starzenia się społeczeństw w Europie, wygląda tragicznie. Starzenie się to nic innego, jak i nadchodzące „srebrne tsunami, które dotyka liczne państwa w europejskie. Przestrzeń po wymierającej ludności Europy mają w myśl polityki multi-kulti zapełnić wyznawcy Allaha. Na naszych oczach, chociaż nie dosłownie, ziszcza się wizja, jaką w wywiadzie dla telewizji Al-Dżazira w 2006 r., przedstawił Muammar al-Kaddafi. Libijski dyktator stwierdził wówczas: „Istnieją znaki, że Allah udzieli wielkiego zwycięstwa islamowi w Europie. Bez mieczy, bez karabinów, bez podbojów. Niepotrzebni są nam terroryści, nie potrzebni samobójcy. Pięćdziesiąt milionów muzułmanów [w Europie] przekształci ją w muzułmański kontynent w ciągu kilku dziesięcioleci”.
 
A teraz kilka słów statystyki. Obecnie muzułmanie stanowią około 6 procent populacji mieszkańców Europy. W niektórych miastach UE odsetek wyznawców islamu dochodzi nawet do 25 procent. Według danych szacunkowych w takich europejskich miastach jak: Amsterdam, Rotterdam, Bruksela, czy Marsylia, populacja wyznawców islamu waha się od 15 do 25 procent. W Birmingham i Paryżu od 10-15 procent mieszkańców. Identyczna sytuacja ma miejsce w: Londynie, Kopenhadze, Malmö oraz w Wiedniu. Brytyjski konserwatywno-liberalny dziennik „The Telegraph”, informował swych czytelników, że pośród najczęściej nadawanych imion wśród chłopców w Brukseli, znajdują się: Mohamed, Adam, Rayan, Ayoub, Mehdi, Amine oraz Hamz.
 
Oriana Fallaci, którą trudno podejrzewać o przychylność dla Kościoła, dawno temu pisała, że „Europa żyje w strachu i że terroryzm islamski ma swój precyzyjnie wyznaczony cel: zniszczyć Zachód, czyli przekształcić nasze zasady, nasze wartości, nasze tradycje, naszą kulturę”. Najbardziej znana dziennikarka XX wieku twierdziła również, że papież Ratzinger dokonał trafnej diagnozy twierdząc, że w obecnej chwili Zachód trawi nienawiść do samego siebie. Co więcej: „W swojej historii widzi tylko to, co najgorsze, że nie potrafi zobaczyć w niej tego, co wielkie i czyste”. W opinii Fallaci, Benedykt XVI miał rację, gdy mówi, że: „Świat wartości, na których Europa zbudowała swoją tożsamość (moje wyjaśnienie: wartości odziedziczonych po starożytnych Grekach i Rzymianach, i po chrześcijaństwie), zdaje się osiągnąć swój kres albo schodzić ze sceny”. Europę paraliżuje wirus imigracji i wielokulturowości. Te dwa czynniki niszczą tożsamość europejską. „Odrodzenie islamu nie karmi się wyłącznie nowym bogactwem krajów posiadających ropę, karmi się także świadomością, że islam może oferować przestrzeń duchowości. Duchowości, której stara Europa i cały Zachód się wyrzekły”