WOŚP, Drag Queens i różowa barka – czy pomoc dzieciom wymaga promowania absurdu?
Kraków – miasto o bogatej historii, kultury i tradycji – staje się areną, na której toczy się walka o to, co jest akceptowalne w imię szczytnego celu. Tegoroczny 33. Finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy zapowiada się inaczej niż zwykle. Bo jak inaczej nazwać różową barkę, rewię Drag Queens i licytacje przedmiotów od partnerów LGBTQ+ w ramach zbiórki na dziecięcą onkologię? Czy naprawdę każda forma wsparcia jest dobra? Czy pieniądze mają aż taką moc, że przestajemy zadawać pytania o granice przyzwoitości?
Różowa barka na Bulwarze Kurlandzkim. 16 krakowskich Drag Queens. DJ Alex i muzyka do rana.
To nie scenariusz z kolejnej edycji festiwalu tolerancji, lecz część wydarzenia, które przez lata miało kojarzyć się z pomocą najbardziej potrzebującym. Ale teraz? Wygląda na to, że pomaganie dzieciom stało się jedynie przykrywką do promowania kontrowersyjnych treści. To już nie jest kwestia różnorodności czy akceptacji. To demoralizacja pod przykrywką dobroczynności.
Czy naprawdę musimy oswajać dzieci z obrazami mężczyzn przebranych w kobiece stroje, tańczących na wysokich obcasach, w imię zbierania pieniędzy na leczenie? To już nie jest pomoc, to jest próba narzucenia nowej rzeczywistości. Warto zadać pytanie: co będzie dalej? Pokazy tańca na rurze? Licytacje wibratorów? Zbiórki na tranzycję płci?
Gdzie jest granica? Warto przypomnieć, jak niedawna ceremonia otwarcia Igrzysk Olimpijskich w Paryżu zakończyła się międzynarodową kompromitacją. Zamiast jedności i pokoju, mieliśmy ideologiczny spektakl, który wywołał niesmak na całym świecie. Ludzie, niezależnie od poglądów politycznych i religijnych, mieli dość narzucania im skrajnie ideologicznej narracji pod przykrywką wielkiego wydarzenia sportowego. Czy Kraków chce powtórzyć ten sam błąd?
Czy Polska naprawdę musi kopiować najgorsze wzorce z Zachodu, żeby udowodnić, że jest „postępowa”? Czy chcemy pokazać światu obraz Polski jako kraju, który – w pogoni za ideologiczną poprawnością – zatracił resztki zdrowego rozsądku? A może chodzi o coś więcej – o próbę oswojenia społeczeństwa z tym, co jeszcze niedawno byłoby nie do pomyślenia?
Normalność w odwrocie? Jeszcze nie tak dawno mieliśmy jasny podział – mężczyzna i kobieta, dwie płcie, które uzupełniają się wzajemnie. Dziś wmawia się ludziom, że płci jest tyle, ile sobie wymyślimy. Możesz być mężczyzną rano, a kobietą wieczorem, bo przecież to „twój wybór”. Oswajanie społeczeństwa z takimi absurdami to nie przypadek – to celowa strategia. Im bardziej rozmyjemy rzeczywistość, tym łatwiej nią manipulować.
Czy naprawdę chcemy, żeby dzieci wychowywały się w świecie, gdzie podstawowe prawdy biologiczne są traktowane jak przestarzałe przesądy? Czy chcemy, żeby chłopiec, który bawi się lalkami, automatycznie uznawany był za „dziewczynkę uwięzioną w męskim ciele”? To nie jest wolność wyboru – to ideologiczna indoktrynacja.
Czy cel uświęca środki? Od lat słyszymy, że WOŚP to „święto pomagania”. Ale czy to wystarczy, żeby usprawiedliwić wszystko? Pecunia non olet – pieniądz nie śmierdzi. Tylko pytanie brzmi: ile jesteśmy gotowi zaakceptować, żeby te pieniądze napływały? Czy moralność i etyka mają jeszcze jakiekolwiek znaczenie? Czy Jurek Owsiak naprawdę uważa, że promowanie rewi Drag Queens to dobry sposób na wspieranie dziecięcej onkologii?
Czy za rok będziemy zbierać na sprzęt do tranzycji płci? A może WOŚP ogłosi zbiórkę na machiny eutanazyjne? Skoro cel jest szczytny, to dlaczego nie? Jeśli zaczniemy rozmywać granice dobra i zła, to gdzie się zatrzymamy?
Nie można udawać, że te pytania nie istnieją. Czekam na komentarz Matki Kurka, bo jego głos w tej sprawie z pewnością byłby mocny i celny. Ktoś musi w końcu zapytać: czy WOŚP nie przestaje być tym, czym była na początku? Czy pomoc dzieciom stała się jedynie pretekstem do forsowania ideologii, która burzy naturalny porządek rzeczy?
Pytania, które trzeba zadać:
Konkluzja: czy naprawdę tego chcemy? Nie chodzi o to, żeby atakować samą ideę pomocy. Chodzi o to, żeby jasno powiedzieć, że istnieje różnica między dobroczynnością a demoralizacją. Jeśli nie postawimy granic, będziemy je przesuwać w nieskończoność. I wtedy naprawdę może dojść do sytuacji, w której zbiórka na dziecięcą onkologię stanie się przykrywką dla promocji najbardziej absurdalnych idei.
„Jeśli nie postawiasz granic dla absurdu, absurd stanie się normą”. Czy naprawdę chcemy, żeby nasze dzieci dorastały w świecie, gdzie wszystko jest względne? Gdzie nie ma prawdy, nie ma stałych wartości, a normalność to jedynie przestarzały mit?
Czy Kraków naprawdę chce pokazać światu, że to jest nowoczesność? Czy taką Polskę mamy budować?
Pecunia non olet – ale odpowiedzialność wciąż ma znaczenie. A przynajmniej powinna mieć.