“Tolerancja represywna”, esej napisany w 1965 r. przez jednego z ideologów tzw. nowej lewicy, niemieckiego komunistę i neomarksistę Herberta Marcuse. We wspomnianej publikacji Marcuse uzasadniał potrzebę wprowadzenia dyktatu i dominacji mniejszości, świadomej własnych celów, nad niekoniecznie świadomą swych praw większością społeczeństwa. W tym kontekście postulował wcielanie w życie działań, które przyczynią się do tego, że społeczeństwo nie będzie potrafiło obronić własnego systemu wartości.
To właśnie na kartach „Tolerancji represywnej” Marcuse dowodził tego, że tradycyjnie rozumiana tolerancja utrwala jedynie dotychczasowe status quo. Dlatego uznał ją za twór genetycznie wadliwy i sprzeczny z ideą postępu. Dlatego zastąpił ją koncepcją „tolerancji represywnej”, tolerującą jedynie to, co głosi tzw. postępowa lewica. „Tolerancja represywna” nie tylko nie toleruje teorii, myśli, koncepcji sprzecznych ze swymi poglądami, ale uznaje postawę, koncepcję konserwatywną, religijną, tradycyjną, narodową i katolicką za za przejawy faszyzmu, który należy wszelkimi metodami zwalczać. Wspomniane postawy są dla Marcuse niczym innym, jak przejawem patologii, która nie zasługuje na szacunek i tolerancję, dlatego należy je eliminować i zwalczać.
Obecnie zasady tolerancji represywnej sugerują społeczeństwu, że jego byt zależy zasadniczo od urzeczywistnienia w przestrzeni społecznej idei równości oraz otwartości. W związku z tym, już sama próba oceniania innych, odmiennych stylów życia staje się przestępstwem, które należy dyskryminować i zwalczać. Doskonałym przykładem urzeczywistniania teorii Marcusego są obecnie środowiska LGBT, które z krytyką osób oraz instytucji o odmiennych poglądach nie dyskutują lecz piętnują je jak herezje. Z siłą sierpa i młota uderza się w wartości narodowe, kulturę oraz religię, oskarżając je oczywiście o brak tolerancji. Taki rodzaj tolerancji sprowadza się w rzeczywistości do zakazu krytykowania tych mniejszości, których zasady będą zawsze podważać tradycyjną aksjologię, co zasadniczo ułatwia dewastację każdego obszaru kultury zachodniej. Taki stan rzeczy nie tylko sprzyja destabilizacji cywilizacji i kultury. On po prostu wprowadza społeczeństwo na drogę orwellowskiej „myślozbrodni”.
Na dłuższą metę taka może wiązać się nawet z próbą uzasadnienia własnych racji poprzez fakt fizycznej eksterminacji osób odmienne myślących niż twórcy lewicowych dogmatów. Przypomnimy sobie prowokację osoby podającej się jako drag queen Mariolkaa Rebell, która kilka lat temu w jednym z poznańskich klubów na dmuchanej lalce z wizerunkiem abpa Jędraszewskiego symulowała morderstwo metropolity krakowskiego, nawołując do zabicia go. Wspomnijmy jeszcze o fakcie chociażby zakłócenia w niedzielne południe Mszy św. poznańskiej katedrze, wybicie okien w częstochowskiej kurii, czy dewastacje pomników z wizerunkiem Jana Pawła II.
Taki stan rzeczy pokazuje nam wyraźnie w jakim miejscu znajduje się dziś nie tylko tzw. „marsz przez instytucje” w Polsce, ale uświadamia na jak zaszczepia się na rodzimym gruncie tolerancję represywną. Profanowano święte symbole, przerywano nabożeństwa i Msze św., profanowano na „marszach równości” symbole narodowe, pomawia się autorytety, wydając na nie wyroki śmierci medialnej bez prawa do obrony oraz procesu. Pozostaje w tym miejscu zapytać wprost: „Co jeszcze musi się wydarzyć, by powstrzymać happeningi na których podrzyna się gardło kukle z doklejoną twarzą człowieka, zanim ktoś urzeczywistni taki stan rzeczy w praktyce?
Niestety, doszliśmy do takiego stanu aberracji w zakresie tolerancji, że „Każdy śmiałek, który zaatakuje tę panującą ortodoksję, zostaje natychmiast skutecznie uciszony” (G. Orwell, “Rok 1984“). Mimo to warto wierzyć i pamiętać, że nie tolerancja, ale prawda wyzwala człowieka z iluzji i fałszu.