Przeszukanie klasztoru Dominikanów w Lublinie – podręcznikowy pokaz nadużycia władzy i prawnego chaosu
Kiedy myślimy o świętach Bożego Narodzenia, przychodzi nam na myśl pokój, spokój i chwile refleksji. Tymczasem, 19 grudnia 2024 roku, polska rzeczywistość znów postanowiła nas zaskoczyć. Uzbrojeni po zęby policjanci w kominiarkach, wspierani przez drony, wtargnęli do klasztoru oo. Dominikanów w Lublinie, szukając posła Marcina Romanowskiego. Akcja ta, przypominająca sceny z sensacyjnych filmów akcji, nie tylko wzbudziła kontrowersje, ale również postawiła pod znakiem zapytania profesjonalizm i intencje działających służb.
Zaczniemy od największego absurdu. Romanowski, poseł do Parlamentu Europejskiego, od dawna przebywał na Węgrzech, korzystając z międzynarodowego immunitetu. Wiedzieli o tym wszyscy – od dziennikarzy po służby specjalne. I co robią nasze służby? Wpadają do klasztoru w Lublinie, jakby znalezienie posła na obczyźnie było misją niemożliwą. Logika? Zero. Spektakularna kompromitacja? Sto procent.
Według art. 8 ust. 3 Konkordatu między Stolicą Apostolską a Rzeczpospolitą Polską, miejsca kultu, w tym klasztory, są nienaruszalne bez zgody władz kościelnych. Tymczasem, bez żadnych konsultacji, sześciu policjantów przeszukało cele zakonne i inne pomieszczenia klasztorne. Fotografie robione w trakcie przeszukania, policyjne drony nad klasztorem – czy to na pewno obraz demokratycznego państwa prawa? Raczej autorytarnych režimów, gdzie prawo stanowi wygodny dodatek, a nie fundament działań.
Wszystko to odbyło się w atmosferze medialnego szumu, podsycanego sensacyjnymi nagłówkami. Tymczasem już w momencie przeszukania w mediach pojawiały się informacje, że Romanowski przebywa na Węgrzech. Służby jednak postanowiły nie zwracać uwagi na fakty, a stworzyć teatr absurdu, w którym klasztor dominikanów stał się tłem dla ich spektaklu.
Przeszukanie miejsca modlitwy, refleksji i spokoju tuż przed świętami to akt nie tylko prawniczego bezprawia, ale również braku wrażliwości wobec duchowej misji klasztoru. Jak pisze o. Łukasz Wiśniewski, prowincjał dominikanów: „Dokładnego przeszukania obiektu klasztornego wraz z częścią mieszkalną braci, które trwało około dwóch godzin, dokonało sześciu policjantów w kominiarkach. W tym czasie nad klasztorem latały policyjne drony”. Czy tak wygląda szacunek dla wolności religijnej?
Operacje tego typu są bardziej charakterystyczne dla państw takich jak Korea Północna czy Chiny, gdzie nie istnieje przestrzeń na dialog między władzą a instytucjami kościelnymi. W krajach demokratycznych takie działania są nie do pomyślenia. Tymczasem w Polsce służby specjalne przypominają, że można przekroczyć każdą granicę w imię politycznej nagonki.
Podczas gdy policja i drony przeszukiwały klasztor w Lublinie, aby odnaleźć posła przebywającego na Węgrzech, w Sejmie rozbrzmiewały kolędy. Wspólny śpiew polityków różnych opcji, w tym lewicy znanej z walki z lekcjami religii, to obrazek równie absurdalny, co ironiczny. Jak widać, demagogia sowiecka znalazła swoje przebicie. Przypomina się cytat: „Gdy rzeczywistość przestaje być logiczna, zawsze znajdzie się sposób, by uczynić ją jeszcze bardziej groteskową”. Czy naprawdę Lublin leży jeszcze w Polsce, czy może już pomiędzy Balatonem a Dunajem? Poszukiwania posła w klasztorze zamiast realnych działań mogą sugerować, że linia Wisły zmieniła się na Dunaj.
Oczywiście, teatr ten miał również drugie dno. Odciąganie uwagi opinii publicznej od faktu, że zaledwie kilka tygodni wcześniej, 29 października 2024 roku, rząd przyjął projekt budżetu z deficytem na poziomie rekordowych 240,3 miliarda złotych. Łatwiej wzbudzać sensacje wokół posła i klasztoru niż tłumaczyć gigantyczne braki w finansach publicznych. Panowie Tusk i Bodnar najwyraźniej wysłali swoich „kolędników” do Lublina, licząc, że nikt nie zauważy rosnącej dziury budżetowej.
To wydarzenie pokazuje, jak instrumentalnie traktowane jest prawo w imię politycznych celów. Dominikanie zapowiedzieli złożenie zażalenia do Prokuratury Krajowej. Pytanie brzmi, czy ktokolwiek wśród rządzących będzie miał odwagę wyciągnąć konsekwencje wobec odpowiedzialnych za tę kompromitację?
Na koniec pozostaje pytanie: czy Polska chce, by takie incydenty były jej wizytówką na arenie międzynarodowej? W imieniu demokracji, praworządności i zdrowego rozsądku – miejmy nadzieję, że nie.
Jeśli ktoś jeszcze miał wątpliwości, czy nasz kraj idzie w kierunku prawniczego Monty Pythona, to właśnie je rozwialiśmy. Poszukiwanie posła, którego lokalizacja była od dawna publiczną tajemnicą, przeszukiwanie cel zakonnych bez zgody Kościoła i spektakularne akcje z dronami – czy to rzeczywiście ma być wizytówka państwa prawa? Może czas pomyśleć o zmianie symboli narodowych na coś bardziej adekwatnego, np. logo „Wesołego Cyrku Prawnego z Drabiną na Balaton”. Przynajmniej byłoby uczciwie.