Są autorzy, którzy zmieniają twoje myślenie. Są tacy, którzy przywracają nadzieję. Ale są też ci, którzy robią jedno i drugie — a do tego dodają jeszcze odwagę. Gilbert Keith Chesterton był właśnie takim człowiekiem.
Facet z fajką w zębach, garniturem z epoki i intelektem ostrym jak brzytwa. Gdyby żył dziś, miałby bana na wszystkich portalach społecznościowych. A może… po prostu by ich nie potrzebował. Bo jego słowa i tak rozchodziłyby się wirusowo — nie dlatego, że były modne, ale dlatego, że były prawdziwe.
Chesterton mówił to, czego dziś mówić nie wolno. Bronił chrześcijaństwa jako sensownej, racjonalnej drogi życia. Przekonywał, że cnota to nie kompleks, a prawda to nie opinia. I że ten, kto mówi prawdę — zawsze ma rację, nawet jeśli współczesny świat zakrzyczy go na śmierć.
„Kiedy ludzie przestają wierzyć w prawdę, nie jest tak, że w nic nie wierzą. Oni wierzą. Ale wierzą… we wszystko.”
To zdanie powinno wisieć nad wejściem do każdego parlamentu, każdej redakcji, każdej szkoły i każdego uniwersytetu. Bo dziś wierzymy we wszystko — byle nie w prawdę. Wierzymy w emocje zamiast w rozum. W śmiech zamiast w sumienie. W poprawność zamiast w odwagę.
Chesterton to przewidział. I nie tylko przewidział. On na to odpowiedział. Zanim przyszedł czas, w którym trzeba będzie walczyć o to, by 2 + 2 wciąż znaczyło 4, on już pisał, że zdrowy rozsądek stanie się największym skandalem naszych czasów. I że przyjdzie moment, w którym trzeba będzie krzyczeć rzeczy oczywiste — ludziom, którzy wolą słuchać bajek o własnej doskonałości.
Nie był teoretykiem. Nie był salonowym apologetą. Był myślicielem praktycznym, który wiedział, że chrześcijaństwo to nie terapia. To przygoda, która zaczyna się na Krzyżu i kończy w Zmartwychwstaniu. Nie znajdziesz u niego „pozytywnego myślenia”. Znajdziesz krzyż i humor, logikę i wiarę, prawdę i miecz.
Bo chrześcijaństwo nie jest nudne. Jest jedynym systemem, który daje wolność — nie zamieniając cię w głupca.
Więc jeśli czujesz, że coś jest nie tak, ale boisz się to powiedzieć…
Jeśli widzisz, że świat oszalał, ale nie wiesz, jak zacząć odróżniać prawdę od ideologii…
Zacznij od Chestertona.
On mówi to, co ty myślisz — ale boisz się wypowiedzieć.
On nazywa rzeczy po imieniu — zanim stało się to przestępstwem.
On nie milczy, kiedy inni biją brawo złu.
Bo w świecie antykultury milczenie to za mało.
Trzeba klaskać.
Trzeba przytakiwać każdemu „nowemu” grzechowi, każdej nowej „tolerancji”, każdej nowej prawdzie z małej litery. Inaczej zostaniesz nazwany reakcjonistą, fanatykiem, wrogiem postępu.
I właśnie dlatego Chesterton jest dziś potrzebny bardziej niż kiedykolwiek.
Bo nie klaskał, gdy deptano godność człowieka.
Nie przymykał oczu, gdy wmawiano ludziom, że prawda jest „kwestią interpretacji”.
Był wierny.
Wierny rozumowi, wierze i rzeczywistości.
Wierny Bogu, który jest Prawdą, Drogą i Życiem.
Czytaj go. Póki jeszcze wolno.