Głos, który nie ucichł. Ks. Piotr Pawlukiewicz – pięć lat później

Cztery lata temu, 21 marca 2020 roku, zapadła głęboka cisza. Odszedł ks. Piotr Pawlukiewicz – człowiek, który nie tylko mówił, ale dotykał duszy. Nie głaskał, nie owijał w bawełnę, nie był mistrzem poprawności. Był mistrzem prawdy. Czasem bolesnej, czasem niewygodnej, ale zawsze – zbawiennej. Funkcjonujemy cztery lata bez Jego głosu. Ale nie bez Jego słów. Odszedł od nas kapłan, kaznodzieja, rekolekcjonista, a przede wszystkim człowiek serca i prawdy. Nie był celebrytą. Nie był wygodny. Ale był potrzebny. Tak bardzo, że choć minęły już cztery lata – Jego słowa wciąż żyją. Dziś, kiedy jego głos wciąż rozbrzmiewa w setkach nagrań, podcastów, cytatów, jedno przesłanie wraca do mnie jak echo: „Być sobą. Mimo wszystko.” To zdanie mogło paść z jego ust. Nawet jeśli nie padło dokładnie tak – całe jego życie było tego dowodem.

Bo co to znaczy: „Być sobą”? To nie znaczy robić, co się chce. Mówić, co się myśli bez filtra. To nie bunt dla buntu. To wierność tożsamości – nawet wtedy, gdy boli. To świadomość, kim jestem, w co wierzę, co mnie definiuje – i życie w zgodzie z tym, a nie z oczekiwaniami świata. Ks. Piotr nie był idealny. Sam mówił o swoich słabościach, lękach, zmaganiach.
Ale właśnie dlatego był tak wiarygodny – bo nie udawał. Nie grał świętego z katalogu. Nie sprzedawał duchowości na pokaz.
Był sobą. Mimo wszystko.

Świat, który lubi autentyczności. Dziś łatwiej być kopią. Łatwiej pasować. Wtopić się. Dopasować słowa do nastrojów, posty do trendów, poglądy do tłumu. Ale wtedy tracisz siebie. Milimetr po milimetrze. Aż pewnego dnia nie wiesz już, kim jesteś – w lustrze widzisz tylko zlepek cudzych oczekiwań. I właśnie w to miejsce – w ten zagubiony tłumik autentyczności – ks. Piotr wbijał duchowy sygnał ratunkowy.

Mówił: „Jeśli chcesz, żeby cię wszyscy lubili, nikt cię nie będzie szanował.” I miał rację. Bo człowiek, który pragnie być dla wszystkich, prędzej czy później przestaje być dla kogokolwiek – nawet dla siebie. Być sobą – czyli stać przy prawdzie. Być sobą to nie zgubić kompasu, nawet jeśli droga jest pod wiatr. To powiedzieć „nie”, kiedy świat krzyczy „tak”.
To iść za sercem, nie za lajkami. To nosić swoją historię – nawet tę trudną – bez wstydu.

Ks. Piotr uczył, że wiara to nie magia. To nie zaklęcia, które mają sprawić, że wszystko będzie łatwe. Wiara to decyzja, żeby być sobą w Bogu. Nawet kiedy boli. Nawet kiedy nikt nie rozumie. Nawet kiedy zostajesz sam należy być sobą. Mimo wszystko. To „mimo wszystko” jest najtrudniejsze. Bo będą ludzie, którzy cię nie zrozumieją. Będą sytuacje, które cię przetestują. Będą momenty, kiedy zwątpisz nawet w to, co było pewne.

Ale właśnie wtedy – najbardziej warto być sobą. Nie sztuką jest być wiernym sobie, gdy wszystko idzie dobrze.
Sztuką jest być wiernym wtedy, gdy się sypie. Gdy nie rozumiesz. Gdy boli. Ks. Piotr nie potrzebował blasku reflektorów.
Jego światło nie płynęło z zewnątrz – ono płynęło z wnętrza.
Z głębi. Z wiary. Z odwagi. Z prawdy.

I dziś, cztery lata po jego odejściu, niech jego życie przypomni nam jedno:

Być sobą. Mimo wszystko. To znaczy – nie zgubić duszy. Nie sprzedać się za chwilowe uznanie. Nie zdradzić serca.


🕯️ Księże Piotrze – dziękujemy. Za to, że miałeś odwagę być sobą. Za to, że pokazałeś nam, jak to robić. I za to, że twoje słowa nadal prowadzą – tych, którzy chcą iść, nie tylko wyglądać.

Wieczny odpoczynek racz mu dać, Panie… 🙏