„Jedyne rozwiązanie widziałem w rewolucyjnej destrukcji. Ogólnoświatowa zmiana wartości nie może mieć miejsca bez unicestwienia przez rewolucjonistów starych wartości i stworzenia nowych” – pisał węgierski marksista i komunista György Lukács. Niniejsza teza Lukácsa inspiruje dzisiejszych demagogów, którzy oddając się na służbę marksizmu kulturowego, depczą „przeszłości ołtarze”. Zasada przyświecająca orwellowskiemu Ministerstwu Prawdy opisanego w „Roku 19984”: „My niszczymy słowa. Setkami, i to dzień w dzień. Redukujemy język, plewimy z niego wszystko, co zbędne”, wytycza rytm pracy historycznej obecnej ekipy rządzącej, która pleni z niej wszystko to, co buduje polską tożsamość. Najlepiej widać to na przykładzie redukcji lektur szkolnych, cięć w podstawy programowej z historii i ostatnich działań w Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku.
Pamięć historyczna w Polsce po raz kolejny na przestrzeni dziejów stała się przestrzenią zmagania z ideologią, rugującą całkowicie obszar jej tożsamości. Jednoznaczna narracja budowana jest na utrwalanej w społeczeństwie tezie, mającej przekonać nas o tym, że „polskość to nienormalność”. W tym duchu należy też odbierać wszelkie przejawy usuwania polskich bohaterów, powszechnie rozpoznawalnych poza granicami naszego kraju. Rodzina Ulmów, Rotmistrz Witold Pilecki i św. Maksymilian Kolbe – w obecnej polityce historycznej państwa, ze względu na swój katolicyzm skazani zostali na „usunięcie z pamięci”.
„Damnatio memoriae” („potępienie pamięci”) – to procedura usuwania z wszystkich obszarów pomników, dorobku nauczania, a więc jakichkolwiek form świadectw istnienia np. człowieka, jego dorobku, jego dzieł.W starożytności niniejszą karę stosowano na szeroką skalę. Niniejszą zasadę wcielali w życie Rzymianie. Stosowali ją przede wszystkim wobec cezarów, których po śmierci detronizowano z pamięci ludu wraz z ich dorobkiem. Dlatego wszelkiego rodzaju inskrypcje, wybite monety z wizerunkiem cesarza, pisma, lub jakiekolwiek formy istnienia potwierdzające istnienie osób lub instytucji, były skrzętnie usuwane.
Wydawałoby się, że to wstyd, iż pod osłoną nocy wyrzuca się z muzeum wystawę, która eksponuje bohaterskie postaci Polaków. To nie wstyd, ale celowo zaplanowana akcja „opiłowania katolików”. Powiedzmy więcej, to plan pokrewny od Kristallnacht, z tą różnicą, że w tym przypadku możemy mówić o Katholischnacht. „Nie może być takiej sytuacji, że będzie się niszczyć nasze dobro narodowe, które jest znane na całym świecie. Na całym świecie szanuje się rodzinę Ulmów, ojca Maksymiliana Kolbe i pułkownika Witolda Pileckiego, tylko nie we własnej Ojczyźnie. To jest największy skandal. Jakiej racji stanu służy taka narracja? Ksiądz kardynał Stefan Wyszyński mówił, że najpierw mamy zadbać o własne dzieci, o własny naród, a dopiero później zająć się tym, co dzieje się dookoła. Zachęcam do wysyłania protestów do Muzeum II Wojny Światowej, do pana premiera. Zawsze celem idei rewolucji jest zabicie ducha narodu i to się próbuje robić”.
Pamiętajmy również o tym, że w momencie jawnego sprzeciwu, braku zgody, w demokratycznym społeczeństwie wywołuje się uczciwą debatę i wyciąga wnioski. Niestety, w zakamuflowanym totalitaryzmie określającym się demokracją, obowiązuje zupełnie inna zasada. Dokładnie dawno temu opisał ją Orwell na kartach „Folwarku zwierzęcego”: „Każdy śmiałek, który zaatakuje tę panującą ortodoksję, zostaje natychmiast skutecznie uciszony. Jeśli czyjeś poglądy godzą zdecydowanie w obowiązującą ideologię, niemal zawsze stają się one przedmiotem nieuczciwej krytyki i nagonki”. Pamiętajmy o tym i nie bójmy się, bo wszystko ma swój kres.