„Traktat o tolerancji”

Na samym początku dzisiejszego spotkania zadajmy sobie pytanie: „Czym jest tolerancja? I jeżeli zadamy sobie trochę trudu i sięgniemy do źródeł, to dowiemy się z nich, że jeżeli chodzi o sam termin: „tolerancja”, to pochodzi od łacińskiego słowa: „tolero” „znosić”, „cierpieć”, „wytrzymać”. Obecnie jednak, niniejszego zwrotu, używa się w kwestii oznaczenia pewnej postawy moralnej, która w aspekcie negatywnym, oznacza cierpliwe znoszenie odmiennych, niewłaściwych poglądów, przekonań lub postaw. Natomiast w pewnej formie pozytywnej, co do treści, „tolerancję” próbuje umiejscawiać i wyjaśniać w kategoriach szacunku, jaki żywi się w odniesieniu do osoby lub grupy ludzi.

O ile na płaszczyźnie teorii dobrze „znosimy”, „cierpimy”, czy też czy też „wytrzymujemy” wiele zachowań osób i grup ludzi, niejednokrotnie nas irytujących, o tyle w praktyce, w znacznie szybszym tempie, napotkamy na wiele problemów. Właśnie na tym obszarze, szybko okazuje się, że w stosunku do pewnych grup społecznych, osób, czy też zachowań, jesteśmy po prostu nietolerancyjni. I nie pomoże nam w tej materii odwoływanie się do wolterowskich dywagacji o tolerancji. A to z tej przyczyny, że to właśnie ten oświeceniowy myśliciel, w swych dywagacjach na temat tolerancji narzucił nam zgubną w swych skutkach, antysemicką i areligijną nietolerancję.

Jeżeli przeanalizujemy koncepcję tolerancji, w kontekście prawdy, to zauważymy dokonującą się w obrębie tych dwóch pojęć konfrontację. Tolerancja, stara się wykluczać prawdę i na jej obszarze wprowadzić pobłażliwość dla wszystkiego, co nie mieści się w jej treści. Jednocześnie tolerancja, w przestrzeni publicznej przyczynia się do uprawomocnienia „wielości prawd”. W tym kontekście do głosu dochodzi jeszcze jeden istotny element – opinia publiczna. Ta zazwyczaj, nie chce uchodzić za nietolerancyjną, więc toleruje wszystko. W związku z tym, kosztem przyjęcia tolerancyjnej postawy, odrzuca się lub neguje prawdę. Niezwykle trafne spostrzeżenie w tej materii przekazał nam kolumbijski filozof N. Gómez Dávila, twierdząc, że: „Jeśli spośród opinii panujących w danej epoce wykluczymy opinie inteligentne, to pozostanie opinia publiczna”. O krok dalej dalej, niż nasz kolumbijski myśliciel Gómez Dávila, poszedł w swej koncepcji G. Orwell. Anglik wyrażał to wprost: „Należenie do mniejszości, nawet jednoosobowej, nie czyni nikogo szaleńcem. Istnieje prawda i istnieje fałsz, lecz dopóki ktoś upiera się przy prawdzie, nawet wbrew całemu światu, pozostaje normalny. Normalność nie jest kwestią statystyki”.

Dziś trudno jest nie ugiąć się pod presją tłumu, ponieważ żyjemy w czasie, kiedy to miejsce kategorii prawdy i fałszu, zajmuje pytanie, o to, czy dany pogląd się obecnie toleruje, bądź nie. Pytanie o tolerancję, zwłaszcza w tej materii, jest tym silniejsze, im bardziej termin, czy dana wartość, swą strukturą tkwi w minionych epokach. Niektórzy nawet kwestię pojęć, zachowań, czy obowiązujących norm moralnych, poddają demokratycznym procedurom, np.: poprzez głosowanie. Za pomocą głosów decydują o tym, czy kwestie te powinny nadal uchodzić za aktualne, czy też powinny zostać skazane na niebyt, ponieważ szkodzą idei postępowej tolerancji. Mówiąc językiem D. von Hildebranda, w takich okolicznościach, dochodzimy do powolnej „detronizacji prawdy na rzecz mętnego pojęcia żywotności widoczny jest wpływ pragmatyzmu”. Obecnie jesteśmy świadkami tego, jak pewne zagadnienia, wartości, w imię postępowej tolerancji, uznaje się za przestarzałe, abstrakcyjne i mało interesujące. Czyżby rację miał, tworzący pod koniec XIX w. wpływowy intelektualista, twierdząc, że: „Poniewczasie dopiero przekona się każdy, co to jest ta tolerancja?”

Obecnie osoby i instytucje pretendujące do miana globalnych autorytetów, przekonują nas o tym, że „Tolerancja uczy nas szacunku dla różnorodności kulturowej, różnych modeli życia i sposobów wyrażania naszego człowieczeństwa”. Wystarczy jednak pobieżne zetknięcie się z wiedzą filozoficzną i prześledzenie momentu i okoliczności zaaplikowania terminu „tolerancja” w przestrzeń historyczną, to z pewnością człowiek ulegnie głębokiemu zdumieniu. Co więcej, może nawet zacznie przyznawać rację Arystotelesowi twierdzącemu, że: „Tolerancja jest ostatnią cnotą upadającej cywilizacji”.

Żeby nie zanudzić Was moimi przemyśleniami na temat tolerancji i prawdy i dobrze spełnić swój obowiązek, dopowiem jedno – Prawda z całą stanowczością wyzwala człowieka od wszelkiej iluzji i nadaje jego życiu sens. Bez prawdy nawet miłość kończy się sentymentalizmem. Pozostaje jeszcze poszukać odpowiedzi pytanie: „Dlaczego prawda jest ważniejsza od tolerancji?” Myślę, że podpowiedź znajdziecie w poniższym opowiadaniu.

-„Heniek, co to jest tolerancja? Tyle o niej mówią dzisiaj w telewizji… -Tolerancja? Hmm, jakby ci to, Zośka wytłumaczyć? Wyobraź sobie, taką sytuację: wchodzisz do domu i widzisz, że leżę w łóżku z jakąś dziewczyną. A ty zamiast rzucać się po mieszkaniu jak oszalała i biec po wałek do ciasta, machasz lekceważąco ręką i odchodzisz. To znaczy, Zośka, że jesteś tolerancyjna, rozumiesz? – Rozumiem. To znaczy, że gdy ty kiedyś wejdziesz do domu i zastaniesz mnie w łóżku z jakimś obcym facetem….. – Oj Zośka, Zośka. To ja widzę, że ty zwykłego szlajania się od tolerancji nie odróżniasz!”