Życie jest cudem

Z perspektywy przeżytych 102 lat Pani Danusia Szaflarska, z całą stanowczością uchodziła za osobę, której rady, czy też porady, trafiały w sedno. Piękna i atrakcyjna kobieta, która w „Zakazanych piosenkach” wcieliła się w rolę Haliny Tokarskiej, przy boku Jerzego Duszyńskiego, była obiektem westchnień wielu mężczyzn.
Zawsze przychodziła ze wsparciem, dobrym słowem nie tylko młodym dziewczynom, ale kobietom w każdym wieku. Z uśmiechem na twarzy powtarzała, że „najtrudniejsze dla kobiety jest, jak kończy trzydzieści lat, bo wtedy wie, że opuszcza młodość. Tak stało się ze mną. A potem to już była tylko zabawa! 50, 70, 90!”.
Postawa godna naśladowania. Pozostaje jedynie pytanie o to, jak podejść do kwestii przebiegającego nam przez palce wieku? Do lat trzydziestu lat, kiedy wielu z nas opuszczała młodość, a może pięćdziesięciu, siedemdziesięciu, czy daj Boże dziewięćdziesięciu lub czy stu. Jak przeżyć ten dany nam czas?
Jest chyba wyjście z tej sytuacji. Pani Danusia daje nam cenną wskazówkę, mówiąc: „W tym, co robię, staram się zachować naturalność. Uważam np., że nie ma sensu ukrywać na siłę wieku. Wszelkie próby odmładzania się podkreślają tylko, że się jest starym. Myślę, że trzeba się normalnie, spokojnie starzeć. Każdy wiek ma też swoje radości, nie tylko zmartwienia”.
Często zastanawiam się nad tym, skąd tak wspaniała kobieta czerpała duchowe siły do życia. I znalazłem. Za jej duchową siłą stał wątły ksiądz z Żoliborza, Jerzy Popiełuszko. Poznali się tuż po wprowadzeniu stanu wojennego. Panią Danutę jeszcze w 1981 r. wydelegowano przez Prymasowski Komitet Pomocy Osobom Pozbawionym Wolności i Ich Rodzinom do obserwowania procesów aresztowanych robotników Ursusa i Huty Warszawa. Pewnego dnia w sądzie obok Pani Danusi usiadł młody ksiądz Jerzy. Niestety, nie była tym faktem zachwycona. Po prostu nie przepadała za księżmi.
Później na wspólnej kawie ks. Jerzy opowiedział o tym Pani Danucie, że raz w miesiącu odprawia Mszę św. za ojczyznę. Poprosił o to, by podczas Eucharystii przeczytała wiersz. Na co miała odpowiedzieć: „Proszę księdza, nie będę brała w tym udziału, bo ja do kościoła nie chodzę i jestem niewierząca”. A ks. Jerzy miał odpowiedzieć: „Nie szkodzi”. I te dwa słowa „nie szkodzi” wróciły mi później wiarę i sprawiły, że się z nim zaprzyjaźniłam”, mówiła po latach. W licznych wywiadach podkreślała, że sama po tych czterdziestu latach do Pana Boga by nie wróciła. Kluczową sprawą w tej materii był sakrament pokuty i pojednania. „Ja mówię do niego: Wiesz co, może ja bym się wyspowiadała, ale tak po czterdziestu latach? A on do mnie: „Hurtem zawsze łatwiej”. To był właśnie taki ksiądz. Zresztą ja nadal mam z nim kontakt, rozmawiam z nim, proszę, żeby się opiekował moimi dziećmi i wnukami.
Bo w życiu chodzi o to, żeby w cały tym tempie na chwilę się zatrzymać i zastanowić nad tym, po co się żyje. Pani Danusia zauważając ten fakt mówiła wprost: „Był taki czas, gdy ciągle się spieszyłam. Na przykład jechałam tramwajem i chciałam, żeby on jechał jeszcze szybciej. Miałam ten pośpiech w sobie. I nagle pomyślałam: „Zaraz, dokąd ja się tak śpieszę”? Przecież na końcu czeka na mnie trumna” (śmiech). Pozbądź się tego wewnętrznego biegu. Oglądaj świat, obserwuj, co się dookoła ciebie dzieje, bo życie mamy jedno, a przecież we wszystkim można znaleźć tyle piękna. Właściwie samo to, że się żyje, jest już czymś cudownym”.
Ludzie często zadawali Pani Danusi pytania o to, co mają zrobić, by tak długo żyć. Aktorka odpowiadała ze stoickim spokojem: „Nie wiem. Ja niczego specjalnego nie robię. Po prostu kocham życie we wszystkich jego barwach, odcieniach i cieniach. Życie jest cudem. Zawsze”.