Psiecko, nie dziecko. Wózek bez przyszłości Europy

Europa wkroczyła w ten osobliwy etap dziejów, w którym prawda przestała być osadzona w rzeczywistości, a zaczęła dryfować w sferze emocjonalnych preferencji. W ślad za tym pojawiły się nowe formy języka, które nie tylko opisują świat, lecz także go przekształcają. „Psiecko”, „psórka”, „psyn”, „dzieciątko futrzaste”, „zwierzęcy członek rodziny” — to nie są jedynie słowne wygibasy. To jest prawo nowych kapłanów ideologii, która bierze człowieka i powoli, konsekwentnie, niemal niezauważalnie sprowadza go do rangi jednego z wielu elementów ekosystemu, równorzędnego z psem, kotem, szczurem i rośliną doniczkową. Słowo staje się narzędziem dekonstrukcji, a dekonstrukcja — młotem burzącym fundament antropologii, na której zbudowano cywilizację Zachodu.

W takim świecie pojawia się obraz, który dla każdego pokolenia jeszcze sprzed trzydziestu lat byłby groteską: mężczyzna pchający wózek, nie dla dziecka, ale dla psa. Pies siedzi dumnie, patrząc na otoczenie z pozycji, która została wymyślona dla istoty powołanej do wieczności, a nie dla stworzenia kierowanego instynktem. A wokół — tłumy, które nie tylko nie widzą w tym nic dziwnego, ale często klaszczą z aprobatą. Ideologia wygrała, gdy absurd stał się normą, a normą przestało być to, co oczywiste.

Święty Tomasz z Akwinu naucza, że porządek świata jest hierarchiczny, bo natura rzeczy jest hierarchiczna: to, co rozumne, przewyższa to, co kierowane instynktem; to, co posiada duszę nieśmiertelną, stoi wyżej od tego, czego egzystencja kończy się z ostatnim oddechem. Cały porządek moralny i metafizyczny Zachodu wyrastał z tej prawdy. Gdy przestajemy ją wyznawać, zaczyna się gniew stworzenia, chaos, odwrócenie ról, w których zwierzęta wynosi się ponad człowieka, a człowieka spycha na poziom zwierzęcia. Bierdiajew w swoich rozważaniach o dehumanizacji ostrzegał, że epoka, która odrzuca Boga, zawsze odrzuci człowieka jako osobę i sprowadzi go do narzędzia, produktu, biologicznego mechanicysty. Ten proces dziś obserwujemy już nie w filozofii, ale w galeriach handlowych, na ulicach, w mediach, na kanałach społecznościowych.

Nie jest przypadkiem, że wraz z humanizacją zwierząt przychodzi odhumanizowanie dzieci. Europa, która potrafi płakać nad losem kur hodowlanych, jednocześnie masowo usuwa swoje własne dzieci, nazywając to „prawem do wyboru”, „procedurą medyczną”, „kwestią opieki zdrowotnej”. To, co jeszcze w XX wieku byłoby nie do pomyślenia, dziś stało się sztandarem nowoczesności. Bierdiajew miał rację: świat, który straci wrażliwość na sacrum, przeniesie swoją religijność na to, co niższe — na zwierzęta, na przyrodę, na abstrakcje polityczne. W tym sensie współczesny europejski kult psów nie jest miłością. Jest desperacką próbą wypełnienia pustki po utraconej transcendencji.

Yuval Noah Harari, idol korporacyjnych elit, głosi, że człowiek jest tylko „hackowalnym zwierzęciem”, tworem biologicznym, który nie posiada ani duszy, ani wolnej woli, a jego „ja” jest konstrukcją neuronalną poddaną manipulacji algorytmów. Ten sposób myślenia nie jest niewinny — to fundament nowej antropologii, która stoi u podstaw ideologii „psiecka”. Bo jeśli człowiek i zwierzę są jedynie wynikami ewolucyjnych procesów, różniącymi się stopniem złożoności neurologicznej, to nie ma już żadnego powodu, by pies nie mógł zajmować miejsca dziecka. A skoro tak, to i człowiek może być zdegradowany do pozycji użytecznego stwora w ekosystemie. Harari pisze też o „największej zbrodni w historii ludzkości” — o rzeźni przemysłowej. I tu zaczyna się niebezpieczna manipulacja: zbrodnie XX wieku na milionach niewinnych ludzi stają się równoważne ze śmiercią zwierząt hodowlanych. W tym momencie człowieczeństwo zostaje postawione w jednym rzędzie z kurami, świńmi i bydłem. To nie jest troska o zwierzęta. To jest ideologiczna operacja na świadomości, która prowadzi do tego, co Wolniewicz określił jako „moralność odwróconą, która boi się wartości”.

A teraz spójrzmy na dane, bo te nie kierują się emocją, lecz logiką. Dzietność Europy spadła do najniższego poziomu od czasów II wojny światowej. 1,3–1,4 dziecka na kobietę to nie współczynnik, to akt kapitulacji. Samo Francja, przez lata traktowana jako bastion wysokiej dzietności, pęka — tam również wykresy spadają. Niemcy, Włochy, Hiszpania, Grecja, Portugalia — to demograficzne pola bitew, na których Europa każdego roku przegrywa tysiące istnień, których nie zdecydowała się powołać do życia. W takich warunkach nie potrzeba wojen. Wystarczy czas.

I właśnie dlatego słowa Muammara al-Kaddafiego brzmią dziś jak spełniająca się przepowiednia: „pokonamy Europę demograficznie, nie karabinami, lecz macicami kobiet”. Ta brutalna metafora wcale nie jest metaforą — to chłodna kalkulacja. Jeśli jedno społeczeństwo ma 2,5–3 dzieci, a drugie 1,3, to nie ma znaczenia, ile rezolucji uchwali Parlament Europejski, ile konwencji podpisze Rada Europy, ile wystaw artystycznych sfinansuje Komisja. Demografia jest bezlitosna. Ci, którzy rodzą dzieci, piszą historię. Ci, którzy kupują psy zamiast dzieci, konsumują historię napisaną przez innych.

Europa buduje swoje nowe bożki z substytutów. Dawniej człowiek lękał się Boga, dziś boi się odpowiedzialności, więc ucieka w świat wygodnych emocji. Pies, który nigdy nie stanie się nastolatkiem buntującym się przeciw wartościom rodziców, staje się idealnym „dzieckiem” nowoczesnych Europejczyków: zawsze wdzięcznym, zawsze lojalnym, zawsze przewidywalnym. To jest perwersja miłości — uczucie odarte z ryzyka, z bólu, z odpowiedzialności, z tego wszystkiego, co czyni człowieka zdolnym do wzrostu. Wózek dla psa nie jest symbolem czułości. Jest symbolem kapitulacji: oto człowiek współczesny wybiera relację, w której nie musi przekraczać siebie, nie musi dorastać, nie musi dawać życia. Bierdiajew mówił, że wolność bez odpowiedzialności prowadzi do pustki, a pustka zawsze szuka sobie bożków. Współczesny Zachód znalazł je właśnie w zwierzętach.

Ale to nie psy są winne. Psy pozostają tym, czym są — stworzeniami o instynkcie, które Bóg powołał do pełnienia określonych funkcji: stróżujących, towarzyszących, pomocniczych. Winna jest ideologia, która używa psów jako narzędzia do redefinicji człowieczeństwa. Gdy zwierzęta umieszcza się w kategorii członków rodziny, a dzieci — w kategorii wyborów konsumenckich, następuje fundamentalne odwrócenie porządku stworzenia. I dlatego to nie ruchy prozwierzęce są największym problemem. Problemem jest to, że świat, który mówi „pies = dziecko”, tego samego dnia powie „dziecko = produkt”, „dziecko = wybór”, „dziecko = zbytek”.

Wszystko to prowadzi do geopolitycznego trzęsienia ziemi. Europa, która nie rodzi, sprowadza pracowników. Europa, która odrzuca swoje dzieci, otwiera drzwi tym, którzy swoje dzieci traktują jak błogosławieństwo. Różnice dzietności są dzisiaj jednym z najważniejszych wskaźników przyszłych konfliktów społecznych i politycznych. Nie ma znaczenia, ile programów integracyjnych stworzy Bruksela. Nie ma znaczenia, ilu ekspertów będzie zapewniać, że „wszystko jest pod kontrolą”. Rzym też miał ekspertów i procedury. Ale gdy zabrakło nowych pokoleń, zabrakło również żołnierzy, zabrakło rolników, zabrakło robotników — i resztę dopisali barbarzyńcy. Tyle że dziś nie potrzeba barbarzyńców z mieczami. Wystarczy demografia i ideologia.

Współczesna Europa przypomina zmęczoną cywilizację, która spogląda w lustro i nie potrafi rozpoznać własnej twarzy. Dawniej widziała w nim dom pełen dzieci, rodzinę, tradycję, Kościół, transcendencję. Dziś widzi w nim psa w wózku. I to jest najbardziej symboliczne: wózek był konstrukcją stworzoną dla człowieka — dla nowego życia, dla przyszłości, dla dziedzictwa. Teraz stał się świątynią nowej religii, religii bez Boga, bez człowieka, bez sensu. Wózek z psem to nic innego jak trumna dla przyszłości.

Ale mimo wszystko nie wolno nam popaść w rozpacz. Leon XIII pisał, że Kościół ma moc odradzania społeczeństw, które same wydały na siebie wyrok. Bierdiajew mówił, że człowiek zawsze może przekroczyć samego siebie, bo został powołany do wolności, a nie do mechanicznego powtarzania błędów. Wolniewicz przypominał, że świat stoi na rozróżnieniach, a najważniejszym z nich jest rozróżnienie między tym, co ludzkie, a tym, co zwierzęce.

Dlatego dziś, patrząc na tego psa w wózku, musimy mieć odwagę powiedzieć: tu nie chodzi o psa. Tu chodzi o człowieka. Nie o emocje, ale o prawdę. Nie o wrażliwość, lecz o sens. Nie o prawa zwierząt, ale o przyszłość Europy.

Jeśli chcemy ocalić tę przyszłość, musimy zacząć od podstaw: uznać hierarchię stworzenia, przywrócić człowiekowi jego godność, rodzinie jej centralne miejsce, a dziecku — jego nienaruszalną wartość. Musimy zrozumieć, że świat bez dzieci jest światem bez jutra, a świat, który wybiera psy zamiast potomstwa, wybiera własne unicestwienie. Historia nie zna cywilizacji, która przetrwała, rezygnując z prokreacji. Nie przetrwamy i my, jeśli będziemy dalej iść tą drogą.

Europa nie potrzebuje kolejnych ideologii, konwencji, parytetów ani kampanii edukacyjnych o „różnorodności gatunkowej rodziny”. Europa potrzebuje odwagi, by spojrzeć prawdzie w oczy i powiedzieć: człowiek jest więcej wart niż zwierzę; dziecko jest więcej warte niż pies; przyszłość jest więcej warta niż komfort. Z tego zaczyna się wszystko. I tylko na tym można cokolwiek zbudować.

Bo wózek, w którym siedzi pies, jest lustrem. Możesz w nim zobaczyć słodką scenę współczesnego „postępowego życia”. Ale możesz też zobaczyć nagrobek cywilizacji, która zapomniała, kim jest. I jeśli Europa nie chce, by ten nagrobek stał się jej epitafium, musi wrócić do prawdy, która ją stworzyła: że człowiek — nie pies — jest obrazem Boga, a dziecko — nie „psiecko” — jest przyszłością świata.