Pamięć zbrukana czerwoną farbą

W Polsce można dziś wiele. Można obrażać symbole narodowe, można bezkarnie zakłócać życie społeczne, można paraliżować ruch uliczny pod płaszczykiem „klimatycznego protestu”. A teraz, jak się okazuje, można też oblać czerwonym płynem pomnik Ofiar Tragedii Smoleńskiej 2010 roku – i wrócić do domu jak gdyby nigdy nic. Bo to przecież tylko happening. Tylko performance. Tylko symboliczna akcja.

Tymczasem to nie był żaden happening. To był akt profanacji. Akt znieważenia pamięci. W samym sercu Warszawy, na oczach społeczeństwa, aktywista związany z organizacją Ostatnie Pokolenie oblał czerwoną substancją pomnik upamiętniający tych, którzy zginęli w drodze do Katynia – by przypomnieć o zbrodni, o której przez dziesięciolecia kazano milczeć. To nie był atak na granitowy monument. To był atak na Polskę.

Jak podała Prokuratura Okręgowa w Warszawie, czyn ten został zakwalifikowany jako znieważenie pomnika (art. 261 kodeksu karnego), za co grozi grzywna lub ograniczenie wolności. Śledczy będą weryfikować, czy nie doszło również do uszkodzenia struktury pomnika i okalających go płyt. Sprawca – aktywista – został przesłuchany i zwolniony do domu. Ot, kolejna rutynowa sprawa. Kolejny „spontaniczny gest obywatelskiego nieposłuszeństwa”.

Nie byłoby w tym nic szczególnego – gdyby nie fakt, że Ostatnie Pokolenie, organizacja, z którą związany jest sprawca, w Niemczech została uznana za organizację o charakterze terrorystycznym. Federalna Prokuratura wszczęła w tej sprawie śledztwo, biorąc pod lupę działalność członków i sympatyków, którzy swoją „ekologiczną troską” paraliżują miasta, dewastują dzieła sztuki, grożą bezpieczeństwu publicznemu. A w Polsce? W Polsce tacy ludzie mają mikrofony, kamery, fanpage’e, patronite’y. Dostają granty, poklask, medialne wsparcie. I pobłażliwość państwa.

Nie przesadzajmy? Nie dramatyzujmy? Naprawdę? Pomnik smoleński to nie tylko kamień. To nie tylko granitowy obelisk postawiony na Trakcie Królewskim. To miejsce symboliczne. To ślad po narodowej traumie. To pamiątka po prezydencie RP, elitach państwowych, wojskowych i duchownych, którzy zginęli lecąc do Katynia – miejsca innej zbrodni, przez lata wypieranej, fałszowanej, grzebanej w niepamięci. Oblać ten pomnik czerwoną cieczą to jak wylać wiadro szyderstwa na tych, którzy oddali życie. To jak krzyknąć: „nie obchodzą mnie wasze ofiary, wasza historia, wasza pamięć”.

Dziś trzeba zadać pytanie, które wielu wciąż boi się wypowiedzieć głośno: dlaczego w Polsce mogą bezkarnie działać organizacje wrogie polskiemu interesowi? Dlaczego ktoś, kto w Berlinie jest ścigany za działania zagrażające porządkowi publicznemu, w Warszawie jest promowany jako społecznik? Dlaczego państwo polskie milczy, gdy obrażane są jego symbole? Gdzie jest granica?

Czerwona ciecz na pomniku smoleńskim to nie incydent. To test. Test na czujność społeczeństwa. Test na siłę państwa. Test na odporność Polaków na kulturową erozję, w której patriotyzm to wstyd, a profanacja to akt wolności.

Ktoś powie: „to przecież tylko pomnik”. Ale narody upadają nie wtedy, gdy tracą granice, tylko wtedy, gdy tracą pamięć. Gdy pozwalają plugawić swoje groby, drwić z bohaterów, relatywizować prawdę. Pomnik smoleński to właśnie ten znak – granica pamięci, której nie wolno przekroczyć.

Nie chodzi tu już nawet o Smoleńsk. Chodzi o Polskę jako taką. O jej tożsamość, suwerenność, odwagę cywilną. Jeśli dziś nie postawimy tamy – jutro nie będzie czego bronić. Bo granicą, której nie wolno przekroczyć, jest nasza zgoda na obojętność.

O sprawie mówię szerzej w najnowszym odcinku mojego programu na YouTube. Zobacz, co łączy Ostatnie Pokolenie z ideologicznym sabotażem Zachodu. Zobacz, dlaczego trzeba nazwać rzeczy po imieniu. I zobacz, jak długo jeszcze będziemy udawać, że nic się nie dzieje. Bo czerwona ciecz to nie przypadek. To sygnał. A każda cywilizacja ma swoją ostatnią kroplę.

🎥 [OBEJRZYJ NA YT –]