Oskubany kogut, czyli jak współczesne ideologie redefiniują człowieka

Kiedy Platon z dumą ogłosił swoją definicję człowieka jako „istoty żywej, dwunożnej i nieopierzonej”, Diogenes wszedł na scenę z oskubanym kogutem pod pachą i triumfalnie rzucił: „Oto człowiek Platona!”. To wydarzenie sprzed wieków jest dziś bardziej aktualne, niż mogłoby się wydawać.

Dlaczego? Bo tak jak Platonowi wystarczyła powierzchowna definicja, by zdobyć poklask, tak dzisiaj współczesne ideologie – wyrosłe na gruncie marksizmu kulturowego – wypełniają przestrzeń publiczną pustymi, choć chwytliwymi frazesami, które mają definiować naszą tożsamość.

W czasach Diogenesa oskubany kogut był tylko kpiną z błędnie postawionej definicji. Dziś oskubujemy człowieka z jego tożsamości, godności i prawdy o naturze, by wmówić mu, że jest zlepkiem przypadkowych zaimków i odczuć. Ideologie wyrosłe na marksizmie kulturowym przynoszą nam definicje, które równie dobrze można by wykuć na tablicach postmodernistycznej akademii: „Człowiek jako „płynna tożsamość”, „Płeć jako „konstrukcja społeczna”, „Prawda jako „opresyjna narracja”.

Wszystko jest relatywne, wszystko jest zmienne – jakbyśmy wrócili do Akademii Platona i słuchali jego definicji o „dwunożnej, nieopierzonej istocie”, tyle że tym razem zamiast Diogenesa, który stawia opór, wokół nas krążą tłumy wiwatujące na cześć kolejnych dekonstrukcji prawdy. Wystarczy oskubać koguta z jego piór, a wszyscy zakrzykną: oto człowiek! Oto postęp! Postęp, który przepełniony jest frazesami o zaimkach i płynnej tożsamości.

Czym różnią się dzisiejsze „tożsamościowe rewolucje” od anegdoty z oskubanym kogutem? Tylko skalą i powagą, z jaką traktuje się te absurdy. Nie liczy się biologia, nie liczy się natura, nie liczy się obiektywna prawda. Liczy się zaimek, poczucie chwili i złudne prawo do zmiany swojej „istoty” co tydzień. Człowiek staje się już nie „dwunożny i nieopierzony”, ale „neutralny”, „fluidowy”, „zdefiniowany przez emocje”.

A co z ludzką naturą? A co z prawdą? Ona się nie liczy. Dziś, gdy ktoś mówi, że człowiek ma jedyną niepowtarzalną tożsamość płciową wpisaną w swoje ciało i duszę, przedstawiany jest jako intruz, a jego wsparte naukową wiedzą poglądy, uchodzą za masę ideologicznych frazesów. Tłum zideologizowany krzyczy: „Te poglądy to opresja! Konstrukt średniowiecza!”

Warto się przyjrzeć nieco prawdzie funkcjonującej w epoce oskubanych definicji. Diogenes pokazał nam, że frazes jest niczym, jeśli nie ma pokrycia w rzeczywistości. Ziarno jego kpiny było proste: nie można sprowadzić człowieka do dwóch nóg i braku piór. Nie można też sprowadzić go do zaimków czy ideologicznej definicji płci. Bo człowiek to coś więcej. To natura, która jest realna. To godność, która nie podlega dekonstrukcji. To prawda o jego istnieniu, której żaden ideolog nie jest w stanie oskubać do gołej skóry.

Dziś jednak, zamiast śmiać się z oskubanych kogutów, wielu klaszcze i wierzy, że oto rodzi się „nowy człowiek”. Tylko że ten „nowy człowiek” coraz częściej nie wie, kim jest, bo jego tożsamość rozmywa się jak pióra na wietrze. Dlatego nie dajmy się oskubać.

Historia z Diogenesem to przestroga dla nas wszystkich. Nie przyjmujmy bezrefleksyjnie definicji, które każą nam wierzyć, że człowiek to konstrukt ideologów. Miejmy odwagę, by pytać o sens i prawdę, nawet gdy tłum świętuje swoje „nowe odkrycia”. Jak Diogenes – bądźmy gotowi oskubać koguta współczesnych ideologii i zapytać: czy to naprawdę jest człowiek, czy tylko pusta, dwunożna iluzja?

Bo prawda, choć czasem niewygodna, jest jedynym fundamentem, na którym można budować tożsamość, wolność i godność. I żadne zaimki, żadne slogany, ani żadne „nowoczesne” definicje nie są w stanie tego zmienić.