O tym, dlaczego po Wielkiej Nocy nie ma już powrotu do „normalności”
Poniedziałek Wielkanocny. W kalendarzu oznaczony czerwonym kolorem. W głowie wielu ludzi – dzień „na przeczekanie”.
Czas, kiedy święta jeszcze niby trwają, ale już powoli trzeba wracać do rzeczywistości. Na stole jeszcze stoją resztki żurku, mazurka i białej kiełbasy. W tle gra radio, w którym prowadzący próbują nadać sens frazie: „Jak tam po świętach?”.
Jedni traktują ten dzień jak drugą niedzielę – z obowiązkowym spacerem, kawą z rodziną, wizytą u teściowej albo lekkim kacem po wielkanocnym winie. Inni – jak okazję do oddechu po religijnym maratonie: liturgie, procesje, modlitwy. Trzeba przecież trochę odpocząć.
Ale prawda jest taka, że Poniedziałek Wielkanocny to dzień bardzo niewygodny.
To nie jest już Niedziela Zmartwychwstania – z głośnym „Alleluja”, kadzidłem, święconką i podniosłą atmosferą.
To dzień po wszystkim.
Dzień, w którym cisza po cudzie staje się nieznośna.
Bo już wszystko się dokonało.
Kamień został odwalony.
Grób jest pusty.
A świat… wygląda jakby nigdy nic.
Ale właśnie w tej pozornej normalności kryje się największy dramat.
Bo jeśli to wszystko jest prawdą – jeśli naprawdę miał miejsce największy przełom w historii ludzkości, to już nie da się wrócić do „życia sprzed”.
Nie da się udawać, że to tylko jakaś religijna metafora, bajka dla duchowych romantyków albo rytuał dla tradycjonalistów.
Bo jeżeli Chrystus rzeczywiście zmartwychwstał –
to każdy człowiek staje przed wyborem, którego nie da się zneutralizować.
Nie ma trzeciej drogi.
Albo żyjesz tak, jakby to wszystko było prawdą.
Albo żyjesz w kłamstwie, choćby było ono najbardziej wygodne, nowoczesne i „świadome”.
Tu nie chodzi o emocje.
Nie chodzi o nastrój.
Nie chodzi o „duchowe przeżycie”.
Chodzi o Prawdę.
A nasz świat nie lubi Prawdy.
Właściwie – panicznie się jej boi.
A żyjemy w epoce, która nie chce niczego, co zobowiązuje.
Która panicznie ucieka przed jednoznacznością.
Która buduje swoje bezpieczeństwo na iluzji, że wszystko można przedefiniować – w zależności od tego, co czuję, co mi pasuje, co jest akceptowalne.
Dzisiaj każdy ma swoją wersję wszystkiego:
– swoją wersję moralności,
– swoją wersję duchowości,
– swoją wersję miłości,
– swoją wersję Boga.
I nikomu nie wolno powiedzieć: „To nie jest prawda”.
Bo to niegrzeczne. Nietolerancyjne. Opresyjne. A nawet… nielegalne.
I właśnie dlatego Poniedziałek Wielkanocny jest tak niebezpieczny.
Bo on nie jest wygodny.
Nie pozwala nam się rozsiąść w fotelu postmodernistycznego komfortu.
On przypomina:
Zmartwychwstały nie przyszedł, żeby ci było miło.
On przyszedł powiedzieć:
„Ja jestem Prawdą.”
Nie jedną z wielu.
Nie opcją.
Nie propozycją duchową dla zainteresowanych.
Ale Prawdą, która albo stanie się fundamentem twojego życia –
albo będzie przez ciebie odrzucana w każdej kolejnej decyzji, wyborze i działaniu.
A świat nie chce fundamentów.
Chce opcji.
Świat nie chce nawrócenia.
Chce podziwu.
Nie chcemy dziś zmieniać życia.
Chcemy, żeby nas za to życie ktoś poklepał po plecach i powiedział: „Jesteś w porządku takim, jaki jesteś”.
Tymczasem Prawda mówi coś zupełnie innego:
„Zdecyduj się. Żyj albo udawaj. Uwierz albo uciekaj.”
Nie da się wierzyć połowicznie.
Nie da się żyć „trochę jak chrześcijanin”.
Nie da się uznać Jezusa za „fajnego nauczyciela moralności” i jednocześnie ignorować Jego słowa:
„Ja jestem Drogą, Prawdą i Życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej, jak tylko przeze Mnie.”
Wszystko dziś krzyczy, żeby mówić ludziom to, co chcą usłyszeć.
To echo brutalnych instrukcji Lenina dla propagandzistów:
„Nie mówcie prawdy. Mówcie, co ludzie chcą usłyszeć.”
Dzisiaj tak działają korporacje.
Tak funkcjonuje system.
Tak programuje cię algorytm.
Nie mów za głośno.
Nie wychylaj się.
Nie mów niczego „zbyt ostro”, „zbyt radykalnie”, „zbyt prawdziwie”.
Bo Prawda jest niebezpieczna.
Bo Prawda nie pozwala ci pozostać takim, jakim jesteś.
Bo Prawda nie głaszcze. Ona tnie jak miecz.
Ale właśnie dzięki niej można żyć naprawdę.
Bo bez Prawdy nie ma wolności.
Bez Prawdy nie ma miłości.
Bez Prawdy nie ma zbawienia.
Zostaje tylko teatr.
Iluzja.
Świat masek.
Gdzie wszyscy grają – a nikt nie żyje.
Gdzie wszyscy są „na czasie” – a nikt nie jest autentyczny.
W takim świecie media nie informują – tylko tresują.
Edukacja nie wychowuje – tylko programuje.
Kultura nie wznosi – tylko rozbija tożsamość.
Religia nie prowadzi do Boga – tylko uspokaja sumienie.
W takim świecie coraz trudniej wypowiedzieć jedno słowo:
PRAWDA.
Nie moja. Nie twoja.
Prawda, która jest Osobą.
Prawda, która żyje.
Prawda, która zwyciężyła śmierć.
Dlatego Poniedziałek Wielkanocny to nie jest dzień świątecznego luzu.
To nie jest duchowy reset.
To nie jest „czas na odpoczynek”.
To czas decyzji.
To dzień, w którym Prawda staje pod twoim domem i mówi:
„Zmartwychwstałem. I co ty teraz zrobisz?”
Bo Zmartwychwstanie to nie jest happy end bajki.
To początek sądu nad rzeczywistością.
To moment, w którym wszystko nabiera ostrości.
W którym każda wymówka, każdy unik, każde „może kiedyś” – przestaje mieć sens.
Chrystus żyje.
Nie po to, żeby ci było lepiej.
Po to, żeby cię obudzić.
Więc nie pytaj dziś, czy warto Go szukać.
Nie pytaj, czy Prawda ma sens.
Nie pytaj, czy to się „opłaca”.
Pytaj jedno: czy masz odwagę ją rozpoznać.
Bo Prawda, która zmartwychwstała, nie da ci spokoju, dopóki nie oddasz jej serca.
Nie zostawi cię w świętym spokoju.
Bo nie po to przyszła.
Ona przyszła dla ciebie.
Nie żeby cię potępić.
Ale żeby cię uratować.
Z iluzji.
Z maski.
Z duchowej śpiączki.
Dziś nie kończą się święta.
Dziś zaczyna się walka o to, czy jesteś gotów żyć jak człowiek, który wie, że Grób jest pusty.