Mówili nam kiedyś, że polskość to nienormalność. Przez lata powtarzano, że nowoczesny człowiek nie potrzebuje korzeni, że historia to tylko kurz w muzeum, że wiara to sprawa prywatna, a tradycja – przeszkoda w rozwoju. Wmawiano nam, że trzeba zapomnieć, skąd jesteśmy, że lepiej patrzeć w przyszłość, byle nie w lustro przeszłości. Że patriotyzm to wstydliwy relikt, a ojczyzna to tylko granica na mapie. Próbowano wmówić, że wszystko, co polskie, jest prowincjonalne – że język, modlitwa, pamięć i duma z przodków to rzeczy niepotrzebne w świecie globalnym, wygładzonym i bezimiennym.
A jednak – nie udało się.
Nie udało się, bo pamięć nie ginie tak łatwo. Nie da się jej wyrwać z serca, nawet jeśli przez dekady próbuje się ją zagłuszyć hałasem fałszywych autorytetów. Wciąż w nas coś drga, coś, co każe powtarzać słowa, które przeszły próbę czasu: „Jestem Polakiem, więc mam obowiązki polskie.” To nie jest fraza do szkolnych apeli ani cytat na patriotyczne święta. To codzienna decyzja – świadoma, trudna, wymagająca. To świadomość, że bycie Polakiem to nie przypadek geograficzny, lecz zadanie duchowe.
W 1987 roku pewien młody historyk, Donald Tusk, napisał esej pod tytułem „Polak rozłamany”. Esej, który dziś brzmi jak manifest duchowego zmęczenia własnym narodem. To właśnie tam padły słowa, które przeszły do historii: „Polskość to nienormalność.” Trudno o zdanie bardziej zdradliwe wobec ducha narodu, który przez 123 lata walczył o to, by w ogóle móc powiedzieć: „Jestem Polakiem.”
W tekście Tuska nie było wdzięczności, nie było podziwu dla tych, którzy umierali za biało-czerwoną. Była za to pogarda, znużenie i próba zdystansowania się od własnej tożsamości. Autor „Polaka rozłamanego” pisał o polskości z tonem psychologicznego zmęczenia, jakby chciał się od niej uwolnić, jakby była chorobą, a nie dziedzictwem. Z jego słów wyzierało przekonanie, że nowoczesność polega na zapomnieniu – że aby być wolnym, trzeba wyprzeć się własnych korzeni.
Ale naród, który przeżył rozbiory, niepodległość, okupację, komunizm i moralny eksperyment PRL-u, nie potrzebuje wykładów o „nienormalności”. Bo jeśli coś w historii było nienormalne, to właśnie zniewolenie. To zabór, cenzura, łagry i próba stworzenia nowego człowieka – bez Boga, bez sumienia, bez Polski.
Tusk w swoim eseju ubrał w pseudoakademicki język to, co od wieków próbowały wmówić nam obce mocarstwa: że polskość to obciążenie, że nasze dzieje to pasmo porażek, że patriotyzm to kompleks, który trzeba leczyć europejskością. Ale prawda jest taka, że Europa bez Polski byłaby jedynie geografią – nie sumieniem. To właśnie Polska dawała Europie świętych, bohaterów, poetów i męczenników. To my broniliśmy jej granic pod Wiedniem, to my umieraliśmy w Katyniu, by świat nie zapomniał, czym jest zło. I to my dziś – wbrew wszystkim duchowym dekonstrukcjom – przypominamy, że naród, który odrzuca swoją przeszłość, nie ma prawa do przyszłości.
Donald Tusk – dziś premier, kiedyś autor tych słów – nigdy ich nie odwołał. Nigdy nie powiedział, że się mylił. Nigdy nie przyznał, że słowa „Polskość to nienormalność” były ciosem wymierzonym w samą duszę narodu. A przecież nie można stać na czele państwa i równocześnie wstydzić się tego, co stanowi jego istotę. Nie można reprezentować Polski w świecie i jednocześnie w duchu gardzić jej historią. Bo władza bez dumy z własnych korzeni staje się tylko administracją – bez ducha, bez misji, bez sensu.
Roman Dmowski mówił: „Jestem Polakiem – to słowo zobowiązuje.” A gdyby żył dziś, odpowiedziałby zapewne Tuskowi jednym zdaniem: „Polskość nie jest nienormalnością. Nienormalne jest wstydzić się tego, co święte.” Ten naród miał zniknąć. Miał się rozpuścić, wtopić w inne języki, inne granice, inne systemy. A jednak przetrwał. Przetrwał dzięki ludziom, którzy nie ugięli się przed groźbą, szyderstwem ani przemocą. Dzięki tym, którzy w najciemniejszych chwilach szeptali modlitwę w obcych językach, chowali księgi i flagi, przechowywali imiona, które inni chcieli wymazać. Przetrwaliśmy nie dzięki sile armat, ale dzięki sile ducha. Bo nasza historia nigdy nie była historią zwycięstw militarnych, lecz moralnych. Bo Polska wraca zawsze tam, gdzie człowiek staje po stronie prawdy.
Polskość to nie idea do wykucia z podręcznika. To postawa, która rodzi się w ciszy – w uczciwej pracy, w szacunku do starszych, w odpowiedzialności za słowo. To pamięć o przeszłości, która nie jest ciężarem, ale kotwicą. Bo naród bez pamięci dryfuje, a my już wiemy, co znaczy dryfować bez steru. Dlatego wróciliśmy. Cicho, ale pewnie. Nie z okrzykami, ale z wiernością. Nie z rewolucją, ale z oddechem prawdy.
🤍 O bieli, która jest światłem – bo biel to nie pustka, tylko czystość intencji. To światło, które rozbłyska w sumieniach, nawet gdy świat tonie w półmroku kompromisów. To biel bandaży, które opatrywały rany żołnierzy, i śnieg Sybiru, po którym szli ci, co nie zgodzili się zrezygnować z Polski w sercu.
❤️ O czerwieni, która pamięta cenę – bo nie da się mówić o miłości ojczyzny bez pamięci o ofierze. Czerwień to krew tych, którzy nie bali się umrzeć za wolność, to żar serc tych, którzy walczyli słowem, piórem, modlitwą. To czerwień nie triumfu, lecz wierności.
🫶 O sercu, które nie pozwoliło siebie wymazać – bo w każdym pokoleniu są ludzie, którzy mimo wszystko kochają ten kraj. W rodzicach, którzy uczą dzieci „Jeszcze Polska nie zginęła”. W nauczycielach, którzy nie wstydzą się mówić o wartościach. W młodych, którzy noszą orła na piersi nie dla mody, ale z przekonania. W każdym, kto rozumie, że Polska to nie administracja, tylko wspólnota ducha.
Dziś polskość nie jest już walką o przetrwanie – jest walką o sens. O to, by nie dać jej zredukować do folkloru, do patriotyzmu od święta. Bo jeśli pozwolimy wmówić sobie, że bycie Polakiem to anachronizm, za chwilę wmówią nam, że wiara to przesąd, że rodzina to konstrukt, że prawda jest kwestią opinii. A wtedy nie zostanie już nic. Dlatego trzeba wracać. Do słów, do wartości, do gestów. Do pamięci o tym, co nas zrodziło i utrzymało przy życiu, gdy inni dawno by upadli. Bo polskość nie jest nienormalnością – jest cudem, który trwa wbrew logice dziejów. Jest zadaniem, które trzeba podejmować każdego dnia.
Naród, który wrócił z nieistnienia, nie może żyć tak, jakby nic się nie stało. Bo każda modlitwa za Ojczyznę, każdy gest wdzięczności, każdy powiew biało-czerwonej flagi to nie tylko wspomnienie przeszłości – to obietnica przyszłości. To dowód, że mimo wszystkich ran, upokorzeń i zdrad – Polska żyje. I że dopóki w nas jest to jedno zdanie:
„Jestem Polakiem, więc mam obowiązki polskie.” – nie zginie. 🇵🇱