Są piosenki, które nie potrzebują etykiet. Nie trzeba ich tłumaczyć, nie trzeba dopisywać ideologii. Po prostu są — jak lustro, w którym człowiek widzi własne serce. Taki jest ten utwór. GrubSon — chłopak z Rybnika, który w prostych słowach mówi to, czego wielu nie potrafi już wypowiedzieć:
„Jestem tego pewny, w głębi duszy o tym wiem,
że gdzieś na szczycie góry wszyscy razem spotkamy się.”
To nie jest tylko refren. To wyznanie wiary w sens, którego nie da się zrelatywizować ani zakrzyczeć.
W czasach, gdy mówi się, że wszystko jest „kwestią wyboru”, że prawda zależy od punktu widzenia, on śpiewa coś, co brzmi jak echo dawnej mądrości, że człowiek nie jest przypadkiem, że życie ma kierunek, a śmierć nie jest końcem, tylko przejściem.
Świat dziś rani. Codziennie, powoli, przez obojętność, szyderstwo, przez głupią modę na ironię. Karmi się śmiercią, ale panicznie boi się o niej mówić. Wypiera przemijanie, jakby ono nie istniało. A jednak, jak pisze GrubSon,
„Ziemia coraz więcej pragnie ciała ludzkich mas.”
Ziemia, która przyjmuje wszystkich — biednych i bogatych, silnych i słabych.
I choć nie wiemy, jak długo będziemy żyć, każdy z nas czuje, że ta nić nie jest w naszych rękach.
Ale właśnie dlatego ten tekst ma w sobie coś oczyszczającego.
Nie z rozpaczy, ale z prawdy o ludzkiej kondycji:
„Rodzimy się, by żyć. Żyjemy, by umierać.”
Brzmi brutalnie.
A jednak to zdanie jest jak klucz — otwiera coś w środku.
Bo mówi o hierarchii, o porządku, którego nie wymyślił człowiek.
Żyjemy nie po to, by konsumować, używać, zdobywać.
Żyjemy po to, by zrozumieć, kim jesteśmy, by nauczyć się kochać, by nie zmarnować duszy, która w nas oddycha.
Kiedy GrubSon woła:
„Aniele śmierci, powiedz mi, czemu jesteś obojętny?”
— to nie jest bunt przeciwko życiu.
To echo najstarszego pytania świata: „Dlaczego cierpienie dotyka niewinnych?”
Ale on nie kończy na żalu. Nie zatrzymuje się na buncie.
Zamienia pytanie w nadzieję.
Bo w refrenie nie ma rezygnacji — jest pewność.
„Jestem tego pewny, w głębi duszy o tym wiem…”
To „wiem” nie jest logicznym wnioskiem. To wewnętrzna wiedza serca, która nie potrzebuje dowodów. Tak, jak kiedyś prosty rybak, filozof, poeta czy żołnierz wiedzieli, że życie nie kończy się w grobie, lecz dopiero wtedy się zaczyna. Bo gdzieś na szczycie góry, w przestrzeni światła, milczenia i pokoju, człowiek spotyka Człowieka. Bez podziałów, bez masek, bez krzyku.
GrubSon mówi:
„Spotkasz ludzi, których tak bardzo kochałeś,
choć lata nie widziałeś, nadal kochać nie przestałeś.”I trudno o piękniejszy opis tego, co od wieków przeczuwamy, że miłość nie ginie, że dobro nie znika w prochu. Także to, co prawdziwe, trwa.
Trudno o piękniejszy opis tego, co od wieków przeczuwamy, że miłość nie ginie, że dobro nie znika w prochu. Także to, co prawdziwe, trwa. I dlatego, choć ten tekst brzmi jak współczesny hip-hop, jest w nim coś bardzo starego. Coś, co przetrwało wszystkie rewolucje, mody i ideologie. To myśl, że człowiek jest więcej niż zbiorem emocji, że każde życie ma sens, nawet jeśli świat o tym zapomniał.
Może właśnie dlatego ten kawałek tak porusza po Dniu Zadusznym i Wszystkich Świętych. Bo mówi o tym samym, co kiedyś szeptano przy grobach, że nic się nie kończy, że pamięć to forma obecności, że śmierć nie jest porażką, ale bramą.
W tych dniach, gdy światło zniczy drży na wietrze, gdy milkną rozmowy, a zostaje tylko cisza i wspomnienie — to właśnie wtedy te słowa brzmią najmocniej:
„Mimo świata, który kocha i rani nas dzień w dzień,
gdzieś na szczycie góry wszyscy razem spotkamy się.”
To nie jest tylko metafora. To przypomnienie, że człowiek nie jest sam, że istnieje coś więcej niż chaos, niż przypadek, niż zapomnienie, że nad nami wciąż jest porządek, który nigdy nie przemija.
I dlatego ten utwór nie jest „bajką z Rybnika”. To jedno z najprawdziwszych współczesnych wyznań wiary w sens, dobro i wieczność. Bez religijnego słownika, ale z duchowym ciężarem prawdy. Bo człowiek, który to napisał, dotknął rzeczy, o których dziś milczymy — i zrobił to językiem pokolenia, które woli rap od modlitwy, ale w głębi duszy tęskni za tym samym światłem.
I może właśnie dlatego — choć nie jego czapka, nie jego język — każdy z nas, kto słucha z sercem, rozumie to doskonale. Bo w świecie, który udaje, że nie zna śmierci, to właśnie taka prawda potrafi obudzić duszę.
A ja, w głębi duszy, jestem tego pewny.