“Mit brennender Sorge” – encyklika, która zapłonęła w ogniu prawdy

Był marzec 1937 roku. Europa znajdowała się na krawędzi duchowej przepaści. W Niemczech narastał kult państwa, rasy i siły. Wznoszono ręce nie ku niebu, lecz ku władcy, który ogłaszał siebie nowym bogiem historii. W tym świecie, w którym człowiek miał już nie być obrazem Boga, ale narzędziem państwa, papież Pius XI wypowiedział jedno z najodważniejszych słów XX wieku. Encyklika Mit brennender Sorge – „Z palącą troską” – była niczym błyskawica w ciemności.

Nie była to zwykła encyklika. To jedyny dokument papieski napisany po niemiecku, by mógł dotrzeć bezpośrednio do serc wiernych, omijając propagandę i cenzurę III Rzeszy. Powstała w dramatycznych okolicznościach – pisana na dwie ręce: papieża Piusa XI i kardynała Eugeniusza Pacellego, późniejszego Piusa XII. A jej duchowym współtwórcą był kard. Michael von Faulhaber – arcybiskup Monachium, kaznodzieja odwagi i rozumu.

Tekst, przenoszony potajemnie przez granice, drukowany nocami w niemieckich drukarniach, został odczytany w setkach kościołów 21 marca 1937 roku – w Niedzielę Palmową. To był cios w samo serce nazistowskiego kultu. Gdy kapłani czytali z ambon słowa papieża, wierni płakali, a gestapowcy notowali nazwiska księży, którzy ośmielili się wypowiedzieć prawdę.

Pius XI widział w nazizmie coś więcej niż tylko polityczny ruch. Widzi w nim – jak sam pisał – „bałwochwalstwo krwi, rasy i państwa”, próbę stworzenia pogańskiej religii zastępczej, w której człowiek miał klękać nie przed Bogiem, lecz przed Führerem.

 

Niemiecki narodowy socjalizm niósł ze sobą cztery cechy, które papież rozpoznał z profetyczną przenikliwością: rasizm, totalitaryzm, relatywizm i kult przemocy.

To nie był spór o politykę. To była walka o duszę człowieka. Gdy Adolf Hitler w 1933 roku, podczas zjazdu NSDAP w Norymberdze, powiedział:

„Różnica między człowiekiem rasy wyższej a człowiekiem rasy niższej jest większa niż między tym ostatnim a małpą” –
papież zrozumiał, że oto narodziła się ideologia, która zabija samą ideę człowieczeństwa.

To zdanie było bluźnierstwem wobec Wcielenia – zaprzeczeniem, że druga Osoba Boska przyjęła naturę ludzką. Odrzucało duchowy wymiar człowieka i jego wyjątkowość. Nazizm głosił, że człowiek ma wartość tylko wtedy, gdy należy do określonej rasy, narodu lub klasy, a nie dlatego, że został stworzony na obraz Boga.

W encyklice czytamy słowa, które do dziś powinny być wypisane nad bramami każdego parlamentu i redakcji:

„Kto ponad skalę wartości ziemskie – rasę, naród, państwo lub ustrój – czyni z nich najwyższą normę wszelkich wartości, także religijnych, i oddaje się im bałwochwalczo, ten przewraca i fałszuje porządek rzeczy stworzony i ustanowiony przez Boga.”

Formalnym powodem wydania encykliki było łamanie przez władze III Rzeszy konkordatu z 1933 roku. Watykan wysyłał do Berlina 34 noty dyplomatyczne, apelując o poszanowanie praw Kościoła. Bez skutku. Hitlerowska machina ideologiczna ograniczała nauczanie religii, zamykała szkoły katolickie, szykanowała duchowieństwo, a media szerzyły nienawiść do chrześcijaństwa.

Pius XI, kierując encyklikę do niemieckiego episkopatu, wzywał do odwagi:

„Tylko płytkie umysły mogą popaść w ten błąd, by mówić o bogu narodowym, o religii narodowej.”

To było wezwanie do oporu duchowego. Kościół miał pozostać wierny Bogu, nie państwu. Miał przypominać, że człowiek ma sumienie, które nie podlega rozkazom żadnego reżimu.

Władze Rzeszy zareagowały furią. Drukarnie, które wydrukowały tekst, zostały splądrowane. Setki księży aresztowano. Propaganda nazistowska nazwała encyklikę „atakiem na niemiecki naród”.

Ale to nie był atak. To była obrona człowieka.

Nazizm próbował zastąpić chrześcijaństwo nową teologią – „mitologią krwi”.
Pius XI pisał z bólem:

„Kto świętokradzko zapoznaje przeogromną różnicę pomiędzy Bogiem-Człowiekiem a ludźmi i odważa się kogokolwiek postawić obok Chrystusa lub nawet ponad Nim, ten jest obłąkanym prorokiem głoszącym urojenia.”

To bezpośrednie odniesienie do kultu Hitlera. Dla papieża był on fałszywym mesjaszem – człowiekiem, który chciał zająć miejsce Boga.

W Mit brennender Sorge papież przestrzegał, że jeśli człowiek odrzuci Boga, stworzy własnych bożków: państwo, rasę, pieniądz, ideologię. I że wtedy powróci barbarzyństwo – w nowoczesnym przebraniu.

W encyklice czytamy:

„Na prawdziwej i czystej wierze w Boga opiera się moralność ludzkości. Usuwanie chrześcijaństwa z wychowania prowadzi do zubożenia duchowego i upadku.”

Pius XI widział, że państwo nazistowskie chce wychować nowego człowieka – nie obywatela, lecz trybik w ideologicznym mechanizmie. Dlatego bronił rodziny i rodziców, którym odbierano prawo wychowania dzieci:

„Żadna moc ziemska nie może was uwolnić od odpowiedzialności za dzieci, jaka na was ciąży z woli Bożej.”

To słowa, które dziś brzmią jak echo w epoce, gdy państwa znów próbują decydować o sumieniach rodziców, dzieci i nauczycieli.

Reakcja Berlina była natychmiastowa. Hitler wpadł w szał. Władze nazistowskie rozpoczęły kampanię odwetu: zamykano szkoły katolickie, konfiskowano wydania encykliki, a duchownych stawiano przed sądami. Ale Pius XI nie milczał.
Kilka miesięcy później opublikował drugą encyklikę – Divini Redemptoris – potępiającą komunizm. W ciągu jednego roku papież uderzył w dwie bestie XX wieku: nazizm i bolszewizm.

Jak pisał Dietrich von Hildebrand, jeden z największych niemieckich filozofów katolickich:

„Nazizm i komunizm to bracia bliźniacy w niegodziwości.”

Obie ideologie – choć wrogie wobec siebie – były zrodzone z tego samego ducha: z buntu przeciw Bogu.

Dziś, kiedy słyszymy o ideologiach, które znów próbują pisać nową antropologię, gdy w imię „tolerancji” depcze się prawdę, a w imię „postępu” niszczy rodzinę i wiarę – Mit brennender Sorge powraca jako proroctwo.

Bo historia lubi powtarzać błędy, a bożki mają tylko nowe imiona.
Dziś nie mówi się już o „rasie aryjskiej”, ale o „postępowym człowieku”.
Nie o „krwi i ziemi”, lecz o „wartościach europejskich”.
Nie o „pogańskim kulcie siły”, lecz o „nowych prawach człowieka”, które odbierają człowieczeństwo tym, którzy myślą inaczej.

Pius XI wiedział, że każda epoka ma swoje totalitaryzmy – nie zawsze z bronią, ale zawsze z ideologiczną przemocą.

Dlatego jego słowa wciąż brzmią aktualnie:

„Kto śpiewa pieśni wierności wobec ojczyzny, nie może sprzeniewierzyć się swemu Bogu i swojemu Kościołowi.”

Mit brennender Sorge to nie tylko encyklika. To akt odwagi wobec nienawiści, świadectwo prawdy wobec propagandy i światło wobec mroku, który miał ogarnąć Europę.
Pius XI zapłacił za nią cenę – ale jego słowa przetrwały.

Dziś, gdy dzwony milkną, a muezin śpiewa; gdy religię zastępuje ideologia, a prawdę – poprawność polityczna, trzeba znów wrócić do tamtego ognia.

Bo papież Pius XI w 1937 roku nie pisał tylko do Niemców. Pisał do nas wszystkich. Do każdej epoki, w której człowiek staje przed wyborem: Bóg albo bożek, prawda albo propaganda, wolność albo system. I choć płonął świat, on przypomniał, że nie ma pokoju bez prawdy, a nie ma prawdy bez Boga. Dlatego Mit brennender Sorge pozostaje encykliką, która – tak jak wtedy – płonie w ogniu prawdy.