MENtalne formatowanie – szkoła w epoce resetu

Nie wiem, kiedy dokładnie szkoła – ta prawdziwa, która miała budzić człowieka, uczyć rozumu i sumienia – stała się laboratorium społecznych inżynierów. Nie wiem, w którym momencie przestała być miejscem, gdzie rodzi się mądrość, a zaczęła przypominać warsztat ideologiczny, w którym człowieka traktuje się jak projekt do przerobienia. Ale wiem jedno: gdy minister edukacji mówi publicznie, że „szkoła jest miejscem, w którym formatujemy młodych ludzi”, coś w nas powinno zadrżeć. Bo to nie lapsus. To wyznanie. To manifest.

W tych kilku słowach kryje się cała filozofia współczesnej edukacji: człowiek przestaje być osobą, a staje się plikiem danych.
Formatować można komputer, ale nie można formatować sumienia. Nie można nadpisywać dobra w człowieku jak kodu w systemie operacyjnym. Wychowanie to nie reset. To spotkanie. To rozmowa. To prowadzenie ku prawdzie, a nie ku poprawności.
Ale dzisiejsza szkoła coraz częściej odchodzi od prawdy. Zamiast wychowywać, zaczyna programować. Zamiast uczyć myśleć, uczy reagować. Zamiast rozwijać – przystosowuje.

Pierwszym sygnałem tej zmiany była redukcja religii i etyki do jednej godziny tygodniowo. Formalnie – drobna korekta planu lekcji. W rzeczywistości – symboliczny cios w fundament. Religia w szkole to nie przywilej Kościoła, lecz przestrzeń rozmowy o sumieniu, odpowiedzialności, o tym, że człowiek to nie tylko ciało i emocje, ale także duch. Dziś tę przestrzeń przesunięto na margines – między plastykę a wychowanie fizyczne. Z przesłaniem: „kto będzie chciał, to przyjdzie”. Ale w istocie to strategia powolnego wypychania Boga ze szkoły pod płaszczykiem neutralności.
Neutralność, która nie jest równowagą, lecz pustką.

Nowy przedmiot – „edukacja zdrowotna” – miał być dumą resortu. Miał „uczyć o emocjach i relacjach”. Ale społeczeństwo od razu wyczuło, że to nie edukacja, tylko eksperyment. Rodzice zaczęli masowo wypisywać dzieci z zajęć: w Warszawie zrezygnowało aż 86% uczniów szkół ponadpodstawowych, w województwie lubelskim – 73%, w Łodzi – ponad 25 tysięcy dzieci. To fala sprzeciwu, której nie da się już zlekceważyć.

Bo zaufania nie da się zadekretować. Nie można wchodzić w tak delikatny obszar jak dojrzewanie, emocje czy seksualność bez jasnych zasad i bez gwarancji, że nie stanie się to kolejnym kanałem ideologicznej indoktrynacji. Rodzice wyczuli, że to próba formatowania człowieka w imię nowoczesności. Zamiast wychowywać do odpowiedzialności, zaczęto wychowywać do względności. Zamiast uczyć miłości, zaczęto uczyć „afirmacji wszystkiego”.

MEN wprowadziło zasady, według których nauczyciel nie otrzyma wynagrodzenia za lekcję, której nie przeprowadził, nawet jeśli nie z własnej winy. Klasa pojechała na wycieczkę? Do muzeum? Uczeń nie przyszedł na zajęcia rewalidacyjne? Nauczyciel zostaje z przygotowaniem, z poświęconym czasem, z gotowością – i z pustym kontem. System, który miał wspierać, zaczyna karać.

W Opolu nauczyciele zareagowali godnie. Zawiesili współpracę z władzami miasta w zakresie wydarzeń i wyjść uczniów.
Nie dlatego, że chcą karać dzieci – ale dlatego, że ktoś musi wreszcie powiedzieć: dość. Nie da się uczyć solidarności w świecie, który traktuje nauczyciela jak statystę. Nie da się wychowywać w systemie, który odbiera godność tym, którzy wychowują.

Pod hasłem „Reforma26” rząd wprowadza proces, który z pozoru dotyczy tylko programów nauczania. W rzeczywistości chodzi o znacznie więcej: o włączenie Polski w projekt Europejskiego Obszaru Edukacji. To system, który zakłada ujednolicenie programów w całej Unii Europejskiej. Zamiast polskiej szkoły – europejska szkoła. Zamiast narodowych wartości – wspólne standardy. Zamiast wychowania do ojczyzny – wychowanie do „obywatelstwa świata”.

W praktyce oznacza to przekazanie części kompetencji edukacyjnych Brukseli. Decyzje o tym, czego uczą się polskie dzieci, będą zapadać w urzędach, gdzie słowo „Polska” nie znaczy już to, co kiedyś. To nie jest postęp. To utrata suwerenności kulturowej.
To proces, który przypomina echo słynnych słów Klausa Schwaba:

„Nie będziesz nic posiadał i będziesz szczęśliwy.”

Dziś można to sparafrazować:

„Nie będziesz miał swojej edukacji – i będziesz szczęśliwy.”

Nie będziesz miał własnych podręczników. Nie będziesz miał własnych programów. Nie będziesz miał swojej historii, swojej wiary, swojego języka. Będziesz miał system. I to ma ci wystarczyć. To już nie reforma oświaty. To projekt przebudowy człowieka.
Zamiast logiki – narracja. Zamiast historii – emocje. Zamiast filozofii – „kompetencje przyszłości”. Zamiast wychowania – „projekty społeczne”. Zamiast sumienia – „deklaracja postaw”.

To nie przypadek, że w dokumentach MEN coraz częściej pojawia się słowo „projektywność”, „innowacyjność”, „elastyczność”.
Wszystkie te pojęcia mają jeden wspólny mianownik: człowiek bez tożsamości. Człowiek, który nie pamięta, skąd przyszedł, i nie wie, dokąd zmierza. Idealny obywatel nowego świata – posłuszny, pozbawiony korzeni, uśmiechnięty.

Ale nie wszyscy się na to godzą. Rodzice, nauczyciele, ludzie sumienia – zaczynają się organizować. Petycje, listy otwarte, ruchy społeczne jak Koalicja na Rzecz Ocalenia Polskiej Szkoły, portal TakDlaEdukacji.pl, inicjatywy na CitizenGO – to sygnały, że naród jeszcze czuwa, że nie wszyscy dali się uśpić nowoczesnym frazesom, a szkoła wciąż może być przestrzenią wolności. Bo to w niej rozgrywa się dziś najważniejsza bitwa o duszę człowieka.

To już nie spór o podstawę programową. To wojna o umysł. Nie toczy się w mediach, lecz w klasach, podręcznikach i języku.
To wojna bez strzałów, ale z ofiarami – wśród dzieci, które tracą zdolność myślenia, wśród nauczycieli, którzy tracą wiarę w sens swojej pracy, i wśród rodziców, którzy coraz częściej czują, że nie mają już wpływu na wychowanie własnych dzieci. Ale można się jeszcze zatrzymać. Można odzyskać szkołę. Pod jednym warunkiem: że przestaniemy milczeć.

Nie da się bronić wolności, jeśli oddajemy edukację w ręce ideologów.
Nie można wychowywać patriotów, jeśli programy piszą ludzie, którzy wstydzą się słowa „naród”.
Nie można budować przyszłości, jeśli odcina się człowieka od jego korzeni.

Bo kto kontroluje edukację – kontroluje przyszłość.
A kto formatuje świadomość dzieci – nie musi już walczyć o władzę.

Szkoła to nie serwis formatowania.
Szkoła to przestrzeń budzenia sumień.
To miejsce, gdzie wiedza staje się mądrością, a człowiek odkrywa sens istnienia.
Jeśli pozwolimy, by edukacja została sprowadzona do eksperymentu, obudzimy się w świecie, w którym wolność stanie się błędem w systemie. I wtedy naprawdę spełni się hasło nowego świata:

„Nie będziesz miał swojej edukacji – i będziesz szczęśliwy.”

Ale my się na to nie godzimy.
Bo Polska to nie laboratorium.
A polska szkoła to nie poligon ideologiczny.
To ostatnie miejsce, w którym wciąż można ocalić człowieka.