MARYJA – OSTATNIA TWIERDZA. Gdy rewolucja kulturowa atakuje Matkę Boga

Kiedy świat odrzuca Boga, pierwszym, co musi zniknąć, jest Jego Matka. Nie dlatego, że Jej kult jest archaiczny. Nie dlatego, że ktoś „nie wierzy”. Ale dlatego, że Maryja – w swej cichości, czystości, niezłomności – burzy plan nowego porządku. Przeszkadza w rewolucji. Demaskuje ją samą swoją obecnością.

W czasach, gdy wszystko, co święte, zostaje zdegradowane, zrelatywizowane albo zakazane, Maryja pozostaje czymś nie do złamania. Jak ostatni bastion twierdzy, w której jeszcze płonie światło prawdy. Nie wojuje, nie krzyczy, nie narzuca się. Ale właśnie przez to – drażni. Przez swoje milczenie oskarża. Przez swoje posłuszeństwo zawstydza. Przez swoją wierność – demaskuje kłamstwo nowego świata.

Rewolucje – czy to francuska, bolszewicka, czy ta współczesna, ubrana w hasła „praw człowieka” – mają wspólny mianownik: muszą zniszczyć to, co matczyne. Bo matka to źródło. A jeśli chce się zbudować nowy świat, trzeba najpierw wymazać źródło starego.

Dlatego Maryja staje się wrogiem.

To nie przypadek. To logika rewolucji. Logika, która mówi: „Nie będzie niczego przede mną”. A Maryja – cała sobą – przypomina, że jest Ktoś ponad nami. Że nie jesteśmy bogami. Że wolność bez prawdy staje się tyranią.

Szkoła frankfurcka, Adorno, Marcuse, Reich – całe to zaplecze ideologiczne nowoczesności – doskonale wiedziało, co robi. Wiedziało, że trzeba zniszczyć ojca jako autorytet. Matkę jako czystość. Boga jako Prawdę. Człowieka jako obraz Boży.

Wilhelm Reich nie pisał o Maryi, ale dokładnie wiedział, że jeśli chce stworzyć „nowego człowieka”, musi zburzyć obraz czystej kobiety, oddanej matki, posłusznej oblubienicy Boga. A więc musi – choćby symbolicznie – zgasić światło z Nazaretu.

Dlatego i dziś, pośród krzyków o „neutralność światopoglądową”, „edukację seksualną” i „wolność wyboru”, wycisza się Maryję. Z podręczników, z mediów, z ulic. Jej imię staje się niewygodne. A jeśli już się pojawia – to jako folklor, nie jako Królowa.

Ale nie łudźmy się – to nie tylko kwestia świeckiego państwa czy pluralizmu. To duchowa wojna. To strategia. To długofalowy plan dekonstrukcji wszystkiego, co miało w kulturze chrześcijańskiej fundament: ładu, miłości, płci, rodziny, odpowiedzialności, godności.

Maryja nie jest tylko pobożnym wspomnieniem. Jest punktem oporu. Symbolem porządku, którego nie da się przegłosować ani „zrelatywizować”. Jest przypomnieniem, że istnieje Prawda – nie do negocjacji.

Dlatego niszczono Jej figury w XVI wieku, podczas protestanckich burz obrazów. Dlatego deptano Jej wizerunki w czasach komunizmu. Dlatego dziś – „w imię nowoczesności” – usuwa się Jej kapliczki z przestrzeni publicznej, wykpiwa w mediach, a Jej kult stawia w jednym rzędzie z zabobonem.

Bo Maryja przypomina, że kobieta to nie towar, nie obiekt konsumpcji, nie narzędzie ideologii. To Matka. To Ta, która nosi życie. A świat śmierci nie znosi kobiet, które rodzą Boga.

Widzimy to wyraźnie: świat zachodni, który odciął się od Chrystusa, nie wie, co zrobić z Maryją. Zaczyna się jej bać. Dlatego ją marginalizuje. A my – jako katolicy, jako ludzie rozumiejący ducha czasu – musimy stanąć przy Niej. Bo jeśli stracimy Maryję – stracimy wszystko.

Europa przetrwała barbarzyństwo tylko dlatego, że miała Matkę. Polska nie upadła pod ciosami zaborców i okupantów, bo miała Królową. Kościół nie rozpadł się w czasach herezji, bo wciąż trwał kult Maryi. To Ona przeprowadzała nas przez noc dziejów.

Dziś, gdy ciemność znowu gęstnieje, trzeba to powiedzieć jasno:

Maryja jest ostatnią Twierdzą.

Ostatnim murem między człowiekiem a totalną depersonalizacją. Ostatnim światłem między nami a ciemnością bez granic. Jej utrata będzie oznaczała, że padły już wszystkie linie obrony. Że już nie ma nikogo, kto przypominałby światu o pokorze, posłuszeństwie, czystości i prawdzie.

Ale dopóki Ona trwa – nie wszystko stracone. Z Nią zwyciężymy.

Niech Jej obecność będzie znakiem sprzeciwu. Niech Jej wizerunki wracają na nasze ściany, ulice i serca. Niech Jej imię będzie wypowiadane z dumą, a nie z zażenowaniem.

To nie jest tekst o dewocji. To nie jest wpis o sentymentach. To duchowy manifest.

Bo kto nie stanie przy Matce – ten już stoi po stronie rewolucji.

Budzenie Olbrzyma trwa.

Czy jesteś gotowy, by się obudzić?