Konklawe 2025: Albo skała, albo piasek

„Między skałą a przepaścią. O Kościele, który stoi przed wyborem nie tylko nowego papieża, ale przyszłości”

Za kilka dni oczy świata zwrócą się na Rzym. Jednak to nie jest zwykłe zainteresowanie mediów, nie jest to festiwal białego dymu, watykańskich balkonów i telewizyjnych transmisji. To chwila, w której decydować się będzie nie tyle personalia, co przyszłość. Nie tyle nazwisko, co kierunek. Nie tyle człowiek, co duch.

Bo wybór papieża nigdy nie był i nie może być wydarzeniem technokratycznym. To moment o głęboko duchowym, a dziś także dramatycznym wymiarze. I nie chodzi tu tylko o sam Kościół. Chodzi o całą ludzkość. Bo jak nauczał Jan Paweł II – „człowiek nie może zrozumieć siebie bez Chrystusa”. A Chrystus, w swojej mądrości, zostawił nam Kościół – zbudowany na Piotrze.

Dziś pytanie nie brzmi: kto?
Dziś pytanie brzmi: czy Duch Święty zostanie usłyszany, czy zagłuszony?

Czy głos Boga przebije się przez medialne spekulacje, naciski polityczne, tęczowe postulaty, geopolityczne kalkulacje i frakcyjne gierki wewnątrz Kościoła? Czy konklawe stanie się wydarzeniem modlitwy i rozeznania – czy tylko formalnością sankcjonującą pewien kierunek, który wielu wiernych już dziś nazywa apostazją elit?

Kościół stoi dziś między skałą a przepaścią. I potrzebuje kogoś, kto nie będzie kolejnym strategiem uśmiechu, dyplomatą w sutannie, rzecznikiem zrównoważonego rozwoju i Agendy 2030. Potrzebuje Piotra. Potrzebuje pasterza. Potrzebuje mężczyzny, który nie będzie się bał powiedzieć światu: „Non possumus”.

A świat pyta, choć często drwiąco: „co to za różnica, kto będzie papieżem?”.
Różnica jest zasadnicza. Bo w czasach, gdy coraz częściej biskupi błogosławią grzech, gdy Eucharystia bywa sprowadzana do wspólnotowego rytuału, gdy dogmaty są „reinterpretowane”, a Tradycja bywa przedstawiana jako przeszkoda – papież może być tamą albo katalizatorem.

Widzieliśmy już wiele.
Widzieliśmy figurę Pachamamy w Watykanie.
Widzieliśmy Traditionis custodes – dokument, który nie tyle „reguluje”, co tłumi najstarszą formę liturgii Kościoła, przerywając duchową nić, która łączyła nas z wiekami świętych.
Widzieliśmy Fiducia supplicans – próbę przemodelowania nauki Kościoła przez „pastoralne otwarcie”, które wywołało zamęt w sumieniach.

Widzimy też, jak bardzo potrzebna jest dziś modlitwa zwykłych wiernych. Bo Kościół nie jest własnością biskupów ani duchownych. Kościół to Mistyczne Ciało Chrystusa – a my jesteśmy jego żywymi komórkami. I to od naszej modlitwy, naszej pokuty, naszej wierności prawdzie zależy więcej, niż się nam wydaje.

Dlatego dziś, bardziej niż kiedykolwiek, potrzeba modlitwy różańcowej. Potrzeba postu. Potrzeba duchowego szturmu, który nie liczy się z modą, wygodą czy komentarzami. Potrzeba pokolenia katolików, którzy nie pytają: „co powiedzą ludzie?”, ale „co powie Bóg?”.

Modlitwa nie jest bierna. Modlitwa nie jest ucieczką. Modlitwa to interwencja w historię.
Kiedy świat mówi: „to i tak się nie zmieni”, my mówimy: „dla Boga nie ma nic niemożliwego”.
Kiedy media już typują „postępowego” kandydata, my klękamy przed Najświętszym Sakramentem.
Kiedy Kościół wydaje się chwiać, my wracamy do źródła – do Ewangelii, do Katechizmu, do Prawdy.

To nie czas na letniość. To nie czas na kompromisy. To godzina decyzji.

Czy przetrwamy jako wspólnota wierna Objawieniu, czy rozpłyniemy się w ekumenicznym relatywizmie, „przyjaznym” islamowi, modnemu ateizmowi i ideologii gender? Czy Kościół będzie Arką – czy tylko tratwą dla każdej nowej idei?

Dziś wszystko zależy od odpowiedzi, jaką damy – my, ludzie modlitwy. I od odpowiedzi, jaką dadzą kardynałowie, którzy staną w Kaplicy Sykstyńskiej i usłyszą pytanie, które Bóg zadaje człowiekowi od początku dziejów:

„Czy jesteś ze Mną – czy przeciwko Mnie?”

I choć nie wiemy, jakie imię pojawi się na balkonie nad placem św. Piotra, wiemy jedno:
To, co się wydarzy, będzie miało znaczenie większe niż tysiące nagłówków.
To będzie moment prawdy.

A my – niech nie będziemy bierni.

Niech nasza modlitwa zatrzęsie niebem.
Niech różaniec stanie się bronią.
Niech Maryja prowadzi Kościół przez tę godzinę próby.

To nie jest walka o popularność Kościoła. To walka o jego duszę.