Orwell twierdził, że “słowa są bronią”. Z takiego stanu rzeczy doskonale zdawali sobie sprawę “czterej jeźdźcy” rewolucji kulturowej: György Lukács, Antonio Gramsci, Theodor Adorno i Herbert Marcuse. Pierwszy z nich żywo zaangażował się w zaprowadzanie totalitarnego reżimu w ramach Węgierskiej Republik Rad, którą powołali do istnienia 21 marca 1919 r. węgierscy komuniści.
Już jako zastępca komisarza ludowego ds. nauki, w reżimie Béli Kuna, zwycięstwo marksistowskiej rewolucji widział w doprowadzeniu do totalnej destrukcji węgierskiego społeczeństwa, które wyznawało tradycyjne wartości. W trakcie wprowadzania reżimu komunistycznego Lukács zadał swym poplecznikom kluczowe kluczowe pytanie: “Kto uwolni nas od jarzma zachodniej cywilizacji?” Taka teza wyrasta z lansowanego przez Lukácsa założenia, że: “Światowa zmiana wartości nie może mieć miejsca bez unicestwienia przez rewolucjonistów starych wartości i stworzenia nowych”.
O ile dla tzw. starych marksistów pierwszorzędnym wrogiem był kapitalizm i wszystkie jego pochodne, o tyle dla neomarksistów wrogiem numer jeden stała się zachodnia kultura. Dlatego stworzona na potrzebę czasu tzw. “Teoria krytyczna”, swoją bezwzględną perswazyjną nietolerancję ukierunkowała na wszystkie elementy kultury zachodniej.Na podstawie wypracowanej teorii, neomarksista, lub mówiąc inaczej, marksista kulturowy, stawia w stan oskarżenia każdy element cywilizacji zachodniej, twierdząc wprost, że to właśnie “Zachód jest winny wszystkiego”.
Zwróćmy uwagę, że poprzez zastosowanie sprytnego “zabiegu stygmatyzowania” kultury, czy określonych grup, można zawsze tradycyjnie społeczeństwo i jego wartości delikatnie mówiąc, nazywać intruzem i przy okazji zarzucać mu wszelkiego rodzaju fobie. W takim położeniu, kiedy stygmatyzujesz wroga terminem rasista, czy faszysta, to jasne jest to, że “nie potrzebujesz już odpowiadać na jego argumenty. To on musi się bronić”.
Paradoksalnie taki stan rzeczy zna literatura. W publikacji G. Orwella pod jakże wymowny tytułem: “I ślepy by dostrzegł”, autor zwracał uwagę na to, że: “Słowo faszyzm, będące w powszechnym użytku, pozbawione jest niemal zupełnie znaczenia”. Dodał przy tym, że zna takie sytuacje, w których terminem „faszysty” stygmatyzowano w przeszłości chociażby: “rolników, czy sklepikarzy”. Dziś marksiści kulturowi ubierają w różnorodne formy fobii swoich adwersarzy, zarzucając im faszyzm, homofobię, transfobię i Bóg wie co jeszcze. Dodatkowo proces ubóstwiania różnorodnych form antywartości inspirowanych marksizmem uważają za swoją dziejową misję.
„Jesteśmy świadkami narodzin nowej kultury, pozostającej w znacznej mierze pod wpływem środków masowego przekazu, której cechy charakterystyczne i treści często sprzeczne są z Ewangelią i z godnością osoby ludzkiej” – pisał Jan Paweł II. Obecnie kluczową kwestią jest znalezienie odpowiedzi na pytanie: “Czy zdajemy sobie sprawę z tego faktu, że obecnie jesteśmy świadkami permanentnej kontroli kultury ze strony marksizmu kulturowego?
To on w dobie narzucanej nam nawet w formie prawnej “poprawności politycznej”, nie tylko dyktuje odpowiedzi, lecz decyduje o tym, w jaki sposób mamy zadawać pytania. Niestety przyglądając się wpływowi rewolucji kulturowej nawet na najbardziej tradycyjne rodziny, muszę stwierdzić, że wiele z nich, świadomie bądź nie, przesiąknęło jej klimatem. Niestety, nadal aktualne pozostaje stwierdzenie H. de Lubaca: “Jakże mało ludzi rozpoznaje nurty, które ich unoszą”.