Eurokoń i jego pasażerowie

“Obawiam się Greków, nawet gdy niosą dary. Czyli jak europejska lewica pod pozorem dobra wpycha nam do Polski konia trojańskiego”

Timeo Danaos et dona ferentes – “Obawiam się Greków, nawet gdy niosą dary”. To nie tylko fragment „Eneidy” Wergiliusza. To przestroga. To ostrzeżenie na czasy, w których żyjemy. Czasy, w których lewacki światopogląd, opakowany w piękne frazesy o równości, inkluzywności i tolerancji, próbuje wedrzeć się do wnętrza naszej kultury niczym Achajowie do Troi.

Nie miejmy złudzeń. Europa została oblężona. Już nie militarnie. Nie za pomocą miecza, ale przez wielowymiarowy, wielobarwny i piekielnie skuteczny podstęp. Ten koń trojański nie jest już z drewna. On ma twarz grantów unijnych, programów równościowych, edukacji seksualnej, ekologicznego fundamentalizmu i poprawności politycznej. Tylko że gdy zajrzeć do środka – widać ideologiczne ostrza i duchowe spustoszenie.

Europa dała się nabrać. Przyjęła “prezent”. Multikulturowość – brzmi pięknie. Tyle że pod tą nazwą nie kryje się szacunek dla różnorodności, ale zacieranie tożsamości. Nie chodzi o dialog, tylko o kapitulację. Nie o współistnienie, ale o wyparcie. Gdy Laokoon krzyczał: „Obawiam się Greków, nawet gdy niosą dary”, nikt go nie słuchał. Tak jak nikt dziś nie słucha tych, którzy ostrzegają przed ideologiczną kolonizacją.

Wrogowie cywilizacji chrześcijańskiej nie rzucają się na nas z toporem. Oni oferują “pomoc”. “Nowoczesność”. “Prawa człowieka”. Ale wszystko to podszyte jest demontażem porządku naturalnego i Bożego. Mężczyzna już nie jest mężczyzną. Kobieta nie jest kobietą. Dziecko nie należy do rodziny, ale do państwa. Naród? Relikt. Wiara? Opresja. Tradycja? Faszyzm.

Zachodnia Troja już upadła. Czas zadać pytanie: czy Polska też otworzy bramy?

Fallaci ostrzegała. Mówiła wprost, że Europa padnie nie pod naporem bomb, ale z powodu własnej słabości. Prorokowała, że zostanie podbita nie przez armię, ale przez ideologię. I co zrobili jej przeciwnicy? Obwołali ją wariatką. Oskarżyli o mowę nienawiści. A przecież Fallaci miała odwagę mówić to, co wielu myślało, ale bało się powiedzieć głośno.

Dziś jej słowa brzmią jak echo Laokoona. Krzyczącego wśród obojętnych. I znów nikt nie słucha. Boją się nazw, etykiet, wykluczenia z salonu. Tylko że prawda nie potrzebuje salonu. Prawda ma być jak trąba – jak pisał św. Franciszek Salezy – trąba, która ostrzega przed wilkiem. A ten wilk już depcze nam po piętach.

To nie jest walka o styl życia. To jest walka o duszę.

O duszę Polski. O przyszłość naszych dzieci. O to, czy obudzimy się w kraju, który jeszcze wie, czym jest krzyż, świętość, wierność i honor – czy w miejscu, w którym na hasło „ojczyzna” zapada się krępująca cisza. Bo w nowym świecie nie ma miejsca na korzenie. Są tylko tęczowe liście dryfujące z wiatrem ideologii.

Lewicowi demiurgowie, którzy sami nie wierzą w nic, chcą, byśmy i my przestali wierzyć. Chcą z nas zrobić bezwolne trybiki w maszynie globalnej utopii. Spinelli, Soros, Komisje Europejskie, rady ekspertów ds. równości, ministerstwa nowego człowieka – to wszystko część jednego planu: odciąć nas od źródła.

Ale Polska, jeśli ma przetrwać, musi pozostać twarda jak mur. Nie można wpuszczać konia trojańskiego tylko dlatego, że jest ładnie rzeźbiony. Nie można otwierać drzwi „nowoczesności”, która każe się wstydzić Chrystusa. Nie można pozwolić, by nasze dzieci uczyły się więcej o identyfikacjach płciowych niż o historii Polski.

Bo jeśli pozwolimy – zostaną tylko zgliszcza.

Zgliszcza wiary. Zgliszcza rodziny. Zgliszcza cywilizacji. A na ich miejscu – „nowy wspaniały świat”. Bez Boga. Bez sumienia. Bez człowieczeństwa.

Nie dajmy się zwieść darom. Nie dajmy się podejść pięknym słowom. Czas głośno powiedzieć: obawiam się nie tylko Greków, ale tych wszystkich, którzy niosą dary nie z miłości, lecz z pogardy. Dary, które mają zniszczyć to, co najcenniejsze.

Ostrzegajmy. Piszmy. Mówmy. Budźmy Olbrzyma. Bo historia lubi się powtarzać. I tylko od nas zależy, czy znów nie usłyszymy nad ranem – za późno, Troja już płonie.

Trębacz przed murami miasta