Cywilizacja, która boi się starości, traci duszę

Dziś, w Europejskim Dniu Seniora, świat powinien zatrzymać się choć na chwilę i zadać sobie jedno, fundamentalne pytanie: czy potrafimy jeszcze patrzeć na człowieka inaczej niż przez pryzmat jego użyteczności? Antoni Kępiński w „Rytmie życia” napisał słowa, które brzmią dziś jak prorocze ostrzeżenie: „Gdy bowiem na człowieka patrzy się tylko pod kątem jego użyteczności, starość i śmierć oznaczają koniec wszystkiego.” Wystarczy spojrzeć na współczesny świat, by zrozumieć, że ten cytat przestał być medytacją filozofa, a stał się definicją epoki. W epoce, w której człowieka mierzy się skutecznością, produktywnością i przydatnością, starość przestaje być etapem życia – staje się problemem do rozwiązania. A to oznacza, że cywilizacja, która miała chronić człowieka, zaczyna go eliminować w imię rzekomej „godności”.

To, co dzieje się dziś w Kanadzie, jest jednym z najbardziej dramatycznych przykładów tego utylitarnego szaleństwa. Pod pozorem troski o cierpiących, wprowadza się prawo do „wspomaganego umierania” – dla osób nieuleczalnie chorych, które mają przed sobą mniej niż sześć miesięcy życia. W rzeczywistości to prawo do rezygnacji z człowieka, prawo do odrzucenia cierpienia, które nie mieści się w modelu nowoczesnego świata. To ideologiczny walec, który rozjeżdża sens istnienia i godność ludzką, nazywając śmierć „aktem wolności”. W tej logice starość nie jest już mądrością, tylko ciężarem; choroba nie jest próbą ducha, tylko statystycznym błędem systemu. A wszystko to dzieje się w kulturze, która z dumą nazywa siebie „postępową”.

Jan Paweł II już w 1999 roku, w Liście do osób w podeszłym wieku, przestrzegał przed tą duchową znieczulicą: „Cywilizacja, która nie potrafi uznać wartości życia aż do jego naturalnego kresu, traci sens człowieczeństwa.” Papież mówił wtedy językiem serca i rozumu, przypominając, że w człowieku starszym jest skarb doświadczenia, pamięci i wiary, którego nie wolno utracić, jeśli społeczeństwo ma zachować duszę. To przesłanie dziś brzmi jeszcze mocniej, bo oto stajemy w epoce, która czyni wszystko, by pamięć zniszczyć, historię unieważnić, a więź pokoleniową zastąpić zimną komunikacją cyfrową. Nowoczesność stworzyła pokolenia, które nie mają czasu słuchać – i które zbyt łatwo zapomniały, komu zawdzięczają swoje życie.

Starość w kulturze zachodniej została pozbawiona majestatu. Jeszcze niedawno człowiek sędziwy był świadkiem, autorytetem, opoką. Dziś bywa postrzegany jako „niekompatybilny z nowoczesnością”. Utylitaryzm, który zdominował myślenie o człowieku, nie zna pojęcia bezinteresowności, wdzięczności czy ofiary. Zna tylko rachunek zysków i strat. Dlatego starość – która niczego już „nie produkuje” – zostaje odrzucona. Tymczasem to właśnie w niej objawia się prawdziwe piękno człowieka: w dojrzałości serca, w ciszy mądrości, w modlitwie, w spojrzeniu, które widziało już wszystko, ale wciąż potrafi się uśmiechać. Wiek podeszły to nie porażka biologii, lecz zwycięstwo ducha nad ciałem, które gaśnie powoli, ale nie bez sensu.

Jan Paweł II przypominał: „Każde pokolenie potrzebuje spotkania ze starszymi, aby poznać sens historii i swoje miejsce w dziejach.” A my wciąż nie potrafimy słuchać. Odrzucając starszych, odrzucamy własną historię. Wyrzucając ich z przestrzeni publicznej, sami siebie skazujemy na amnezję. To właśnie dlatego współczesność tak łatwo daje się zmanipulować – bo nie ma w niej już ludzi pamięci, tylko użytkowników teraźniejszości. Świat, który zapomina o starcach, zapomina też o Bogu, bo to właśnie oni – modlitwą, cierpieniem, spokojem – trzymają ten świat przy życiu.

Nie da się też pominąć faktu, że starzenie się społeczeństw stało się jednym z najważniejszych wyzwań XXI wieku. Demografowie mówią o „silver tsunami” – fali, która ma zalać Europę w ciągu najbliższych dekad. Ale to nie fala grozy, to wezwanie do przebudzenia. Bo nie liczby są problemem, lecz postawa wobec tych liczb. Jeśli potraktujemy seniorów jak obciążenie dla budżetu, jak „koszt socjalny”, to stracimy nie tylko równowagę finansową, ale przede wszystkim moralną. Jeśli natomiast zobaczymy w nich ludzi, którzy przez całe życie budowali ten świat, będziemy mogli mówić o cywilizacji wdzięczności, a nie o cywilizacji odrzucenia.

Dziś, w Europejskim Dniu Seniora, powinniśmy nie tyle składać życzenia, co złożyć przysięgę — że nie pozwolimy, by ideologiczny walec utylitaryzmu przejechał po twarzy człowieka starego, chorego, cierpiącego. Że nie damy sobie wmówić, iż wartość życia mierzy się długością kariery, wysokością konta czy siłą mięśni. Bo godność człowieka nie kończy się wraz z ostatnim sukcesem – trwa aż do ostatniego tchnienia. Każdy senior to księga, której nie można zamknąć w ciszy domu opieki. To świadek, nauczyciel, znak, że miarą człowieka nie jest jego przydatność, lecz jego człowieczeństwo.

Naród, który odcina się od swoich starszych, traci pamięć. Społeczeństwo, które pozwala na „wspomagane umieranie”, samo staje się umierające. Ale wspólnota, która klęka przed mądrością starości, która widzi w seniorach nie ciężar, lecz błogosławieństwo — taka wspólnota ma przyszłość. Dlatego dziś, w tym symbolicznym dniu, trzeba powiedzieć mocno i bez lęku: starość to nie porażka, to zwycięstwo. To nie koniec życia, to jego pełnia. To nie problem, to dar.