„Casti Connubii”: Prawda, której nie wolno zrelatywizować

Kiedy 31 grudnia 1930 roku papież Pius XI ogłaszał encyklikę Casti Connubii, świat dopiero uczył się nowego języka rewolucji moralnej. Był to czas, w którym zaczęto eksperymentować z pojęciem wolności seksualnej, a w cieniu rozwijającej się psychoanalizy i ideologii postępu dojrzewała cywilizacja, która coraz bardziej odwracała wzrok od Boga. Pius XI nie pisał jednak do ludzi swojej epoki – pisał do nas. Do świata, który miał nadejść. Do czasu, w którym prawda o małżeństwie zostanie nie tylko zapomniana, ale wyśmiana i uznana za przeszkodę dla nowoczesności. Ta encyklika jest prorocza. Nie tylko dlatego, że przewidziała rozpad rodziny, kryzys męskości, triumf antykoncepcji i ideologię gender, ale dlatego, że dotykała sedna buntu człowieka przeciwko porządkowi stworzenia. Pius XI wiedział, że kiedy człowiek uzna siebie za źródło moralności, wówczas wszystko stanie się względne: dobro, zło, płeć, miłość, prawda. A wtedy – jak pisał – rozpocznie się epoka duchowego chaosu.

W centrum Casti Connubii stoi małżeństwo jako sakrament i wspólnota życia, nie jako kontrakt społeczny. Pius XI mówi o nim językiem, który dziś wydaje się niemal heroiczny: małżeństwo jest odbiciem związku Chrystusa z Kościołem, a więc misterium wierności, ofiary i płodności. Mężczyzna i kobieta – różni, a jednak dopełniający się – są wezwani, by wspólnie tworzyć to, co stanowi podstawę cywilizacji: rodzinę. To właśnie w rodzinie człowiek uczy się miłości nie jako uczucia, ale jako decyzji. Uczy się odpowiedzialności, która rodzi się z ofiary, a nie z emocji. Casti Connubii przypomina, że miłość małżeńska nie jest kaprysem serca, lecz powołaniem – miejscem, w którym człowiek przekracza samego siebie. Pius XI w sposób jasny i stanowczy podkreśla, że nie istnieje żadna ludzka władza, która mogłaby zmienić naturę małżeństwa. Nie ma takiego parlamentu, rządu czy organizacji międzynarodowej, która mogłaby zdefiniować na nowo związek mężczyzny i kobiety. Bo to, co ustanowił Bóg, nie podlega głosowaniu.

W latach trzydziestych XX wieku pojawiały się już pierwsze sygnały duchowej rewolucji, która dziś stała się fundamentem Zachodu. W Anglii konferencja anglikańska w Lambeth w 1930 roku po raz pierwszy dopuściła możliwość stosowania antykoncepcji – decyzja, którą Pius XI określił jako „hańbę dla chrześcijaństwa”. Widział w tym początek nowej ery – ery, w której człowiek odrzuca dar życia, by uczynić siebie panem płodności. Z tej decyzji wyrosła późniejsza kultura śmierci: aborcja, eutanazja, selekcja embrionów, ideologia praw reprodukcyjnych. Wszystko to zaczęło się od chwili, gdy człowiek uznał, że miłość można oddzielić od życia, a ciało od duszy. W tej samej epoce rodziły się ideologie emancypacji, które zamiast podnosić godność kobiety, sprowadziły ją do roli produktu rynku pracy i obiektu pożądania. Pius XI pisał o tym z niezwykłą przenikliwością: kto usuwa z rodziny Boży porządek, ten wprowadza w nią nie wolność, lecz niewolę namiętności. Dziś widzimy dokładnie to, przed czym ostrzegał. Kobieta nie jest już postrzegana jako matka, wychowawczyni i strażniczka życia, lecz jako uczestniczka walki płci. Mężczyzna – pozbawiony odpowiedzialności i autorytetu – staje się karykaturą ojca. Dziecko – z daru Bożego – przekształca się w prawo do posiadania potomstwa. To nie postęp. To demontaż człowieczeństwa.

W świecie, w którym wszystko można, a nic nie ma konsekwencji, cnota czystości brzmi jak słowo z innej epoki. Ale to właśnie ona stanowi fundament wolności. Czystość nie jest rezygnacją z miłości – jest jej oczyszczeniem. Jest wyborem, by kochać tak, jak kocha Bóg: wiernie, odpowiedzialnie, z szacunkiem dla tajemnicy drugiego człowieka. Pius XI, nawiązując do św. Augustyna, przypomina, że czystość jest nie tyle zakazem, co siłą, która porządkuje miłość. Bez niej miłość staje się namiętnością, a namiętność – zniewoleniem. Czystość to nie słabość, lecz heroizm. To droga, na której człowiek uczy się panować nad sobą, aby mógł naprawdę dać siebie drugiemu. Świat, który odrzucił czystość, stał się światem uzależnień, pornografii, przemocy, rozwodów i depresji. W miejsce miłości pojawił się kult przyjemności, który nie daje szczęścia, lecz pustkę. Casti Connubii jest więc nie tylko dokumentem moralnym, ale egzystencjalnym krzykiem o przywrócenie człowiekowi jego godności.

Pius XI obala mit romantycznej iluzji, że miłość to uczucie, które samo się rodzi i samo gaśnie. Miłość małżeńska, mówi papież, jest aktem woli, codziennym wyborem, który potwierdza „tak” wypowiedziane przed Bogiem. To właśnie dlatego małżeństwo jest sakramentem – bo uświęca nie tylko chwilę, ale całe życie. To przymierze, które odzwierciedla tajemnicę Chrystusa i Kościoła. Wierność męża i żony staje się widzialnym znakiem niewidzialnej wierności Boga. Dlatego każde uderzenie w nierozerwalność małżeństwa – rozwody, zdrady, życie „na próbę”, ideologiczne redefinicje – jest atakowaniem obrazu Boga w człowieku. W tej perspektywie Casti Connubii jawi się jako tekst głęboko mistyczny, nie tylko moralny. Pius XI ukazuje małżeństwo jako drogę zbawienia – wspólne niesienie krzyża, wzajemne uświęcanie się, odkrywanie w drugim człowieku oblicza Chrystusa. To teologia codzienności, w której miłość nie jest łatwa, ale święta.

Dzisiejszy świat jest świadkiem dokładnie tego, przed czym ostrzegał papież: kryzysu rodziny, zamętu pojęciowego i globalnej normalizacji grzechu. Ideologia gender, redefinicja płci, postulaty legalizacji aborcji do końca ciąży, promocja związków jednopłciowych – to wszystko nie są nowe idee, lecz logiczne konsekwencje odrzucenia Boga jako źródła prawa naturalnego. Casti Connubii to duchowa mapa ratunkowa. Pius XI nie pozostawia złudzeń: bez powrotu do prawdy o małżeństwie nie odrodzi się ani Kościół, ani naród. To, co dzieje się w rodzinach, decyduje o losie cywilizacji. Dlatego ta encyklika jest dziś wołaniem o nawrócenie serc – o powrót do łaski sakramentu, o przywrócenie godności ojcostwu i macierzyństwu, o obronę życia w każdej jego fazie.

Ten podcast jest czymś więcej niż analizą historyczną. To apel o duchową czujność. Bo to nie przypadek, że w epoce największego chaosu moralnego odżywa głos papieża sprzed niemal stu lat. Casti Connubii przypomina, że Kościół nie idzie z duchem czasu, ale z Duchem Prawdy. A prawda o małżeństwie jest niezmienna, bo zakorzeniona w samym akcie stworzenia: „Mężczyzną i niewiastą stworzył ich.” Nie ma więc nowych dróg małżeństwa. Nie ma alternatywnych modeli rodziny. Jest jedno przymierze – to, które błogosławi sam Bóg. A jego zdrada nie jest tylko błędem moralnym – jest zdradą cywilizacji.

Pius XI, Leon XIII i św. Augustyn mówią jednym głosem: prawda o małżeństwie jest prawdą o człowieku. Jeśli ją zdradzimy, zdradzimy samych siebie. W epoce, w której wszystko się relatywizuje – od płci po sumienie – Casti Connubii pozostaje jak skała. Ten tekst nie jest wspomnieniem przeszłości. Jest proroctwem teraźniejszości. To wezwanie, by bronić miłości nie jako uczucia, ale jako świętości. By przywrócić światu cnotę czystości, odwagę wierności i radość płodnej miłości. Bo kiedy świat zapomni, czym jest małżeństwo – zapomni, kim jest człowiek.