72 Hurysy, 0 prawdy – Islam oczami Akwinaty, czyli Europa przed wyborem

Wpis ten będzie podróżą przez wieki i kontynenty, przez doktrynalne polemiki i geopolityczne zderzenia, przez filozofię, teologię, demografię i brutalną rzeczywistość ulic europejskich miast. Przede wszystkim jednak będzie wołaniem – o przebudzenie. O obronę. O zachowanie dziedzictwa, które zostało nam powierzone nie po to, aby je zdradzić w imię konformizmu i utopijnej ideologii multikulturalizmu. Islamizacja Europy nie jest mitem, nie jest ksenofobiczną fantazją – jest faktem, który można zmierzyć, opisać, udokumentować i… wciąż jeszcze powstrzymać. Ale tylko wtedy, gdy obudzimy się z letargu.

Zabieram Cię w podróż przez filozofię, teologię, historię i współczesną geopolitykę. Nie jako publicysta, nie jako polityk. Zabieram Cię tam jako teolog i historyk, który przez lata wpatrywał się w mądrość świętego Tomasza z Akwinu. Patrzę na islam nie przez pryzmat uprzedzeń, ale przez szkła filozofii, logiki, Objawienia. I mówię wprost – Tomasz z Akwinu w XIII wieku prześwietlił istotę tej religii z chirurgiczną precyzją. Zdiagnozował, na czym polega jej moc, jej iluzja i jej zagrożenie. I nie pisał dla swojej epoki. Pisał dla nas.

Tomasz nie miał złudzeń. Islam – pisał – nie zna ducha ofiary, ponieważ nie zna Krzyża. Mahomet nie zostawił żadnych znaków nadprzyrodzonych – zostawił tylko miecz. W „Summa contra gentiles” święty Tomasz wykazuje, że Mahomet głosił naukę opartą na pożądliwości, nagradzaną zmysłową rozkoszą, a jego sukces militarny nie był znakiem Bożej łaski, lecz triumfem przemocy nad rozumem.

Islam w tej optyce to nie religia w klasycznym, chrześcijańskim rozumieniu – to system polityczno-prawny, który obiecuje raj złożony z rozkoszy ciała, nie z miłości duszy. Hurysy, wieczne dziewice, seksualne spełnienie jako nagroda za posłuszeństwo. Czy to jest wizja życia wiecznego, którą może zaakceptować rozumna dusza? Tomasz odpowiada: nie. Bo to nie zbawienie – to karikatura zbawienia. To nie mistyka – to hedonizm.

I dziś, niemal osiem wieków później, widzimy tę samą strukturę. Islam nie zmienił się. Ale zmieniła się Europa. Porzuciła krzyż, zatraciła sens ofiary, zanegowała rozum, który zawsze był fundamentem naszej cywilizacji. W zamian otworzyła się na religię, która nie zna tolerancji, nie zna kompromisu, nie zna wolności sumienia.

Dziś Wielki Post przegrywa z Ramadanem – i to dosłownie. W Londynie, jak relacjonował „Corriere della Sera”, sklepy reklamują się hasłami: „Czy jesteś gotowy na Ramadan?”. Iftarowe kolacje, promocje w fast-foodach, światła Ramadanu na ulicach, fryzjerzy czynni do północy. A Boże Narodzenie? Kolędy cenzurowane, szopki usuwane. Bo mogą „kogoś urazić”.

Europa odwraca się plecami nie tylko do swojej historii. Odwraca się od konwertytów. Chrześcijanie, którzy porzucili islam i przyjęli chrzest, są deportowani do krajów, gdzie czeka ich śmierć. Jak mówi prof. Roberto de Mattei: „To nie tylko akt politycznej ignorancji – to duchowa zdrada. To metafizyczne samobójstwo. Bo boimy się, że ich wiara obudzi nasze sumienia”.

To nie są jednostkowe przypadki. W Niemczech, Francji, Szwecji – konwertyci trafiają do obozów, gdzie są bici, zmuszani do udziału w islamskich modlitwach, zastraszani. Urzędnicy patrzą i milczą. Media udają, że nie widzą. Bo poprawność polityczna ważniejsza niż Ewangelia. Bo półksiężyc musi zastąpić krzyż.

Tymczasem muzułmańskie strefy szariatu już istnieją – nie w Syrii, nie w Iranie. W Malmö. W Paryżu. W Brukseli. W Londynie. Rodowici mieszkańcy boją się wychodzić po zmroku. Dziewczyny noszą chusty „dla bezpieczeństwa”. Policja milczy. Statystyki przestępstw popełnianych przez migrantów z Afryki Subsaharyjskiej są niepokojące – ale ukrywane. Żeby nie budzić „niechęci”.

Islam nie przychodzi jako gość – przychodzi jako zdobywca. Nie przez miecze. Przez demografię. Przez propagandę. Przez system. Przez boiska piłkarskie, gdzie przerywa się mecze dla modlitwy. Przez szkoły, gdzie chrześcijaństwo jest zakazane, a islam – promowany jako „religia pokoju”.

Profesor Bogusław Wolniewicz pisał: „Do ataku idą już nie czołgi, ale masy ludzkiego mięsa”. I miał rację. Islamska ekspansja to wojna cywilizacji. A Europa, która utraciła swoją tożsamość, nie potrafi się bronić. Bo zapomniała, że jest czymś więcej niż rynkiem i zbiorem procedur. Że jest cywilizacją opartą na Logosie. Na krzyżu. Na rozumie.

Ile jeszcze potrzeba znaków? Czy naprawdę musimy czekać, aż ostatnia katedra zostanie zamieniona w meczet? Aż ostatni chrześcijanin zostanie deportowany lub zabity? Czy nie czas powrócić do św. Tomasza, który pisał, że tylko prawda wyzwala? Czy nie czas uznać, że Europa nie zginie od islamu – tylko od własnej bierności?

To nie islam jest największym zagrożeniem. To Europa, która się go wstydzi, a własnej tożsamości już nie zna. Czas się obudzić.