„Bez poparcia ZSRR nie możemy iść naprzód” – mówił generał Wojciech Jaruzelski w rozmowie z sowieckim marszałkiem Wiktorem Kulikowem. Zdanie to, jak żadne inne, obnaża prawdziwą naturę komunistycznego systemu w Polsce. Systemu, który swoją legitymację czerpał nie z woli narodu, lecz z zależności od obcego mocarstwa. Czy więc rzeczywiście stan wojenny był koniecznością, by „uratować ojczyznę”, czy raczej desperacką próbą utrzymania władzy kosztem wolności i życia Polaków?
Stan wojenny był aktem dewastacji państwa i to w dodatku aktem niezgodnym z prawem PRL. Reżim posiadając wszystkie niezbędne narzędzia złamał własne zasady. Stan wojenny, ogłoszony 13 grudnia 1981 roku, był nie tylko aktem przemocy wobec narodu, ale również jawnym pogwałceniem prawa obowiązującego w ówczesnej PRL. Co paradoksalne, reżim Jaruzelskiego, który przez dekady legitymizował swoje istnienie fałszywą legalnością, złamał nawet te ramy, które sam stworzył.
Nielegalność stanu wojennego w kontekście faktów, posiada wiele nieścisłości. W tym miejscu ograniczę się do trzech. Po pierwsze – Brak formalnej zgody Rady Państwa. Konstytucja PRL wymagała, aby decyzja o wprowadzeniu stanu wojennego została zatwierdzona przez Sejm. Tymczasem ogłoszono go dekretem Rady Państwa, który nie miał podstawy prawnej, gdyż Sejm w tamtym czasie nie obradował. Była to jawna manipulacja i obejście prawa. Po drugie – Dekret pozostawał bez mocy prawnej.
Dekret o stanie wojennym wprowadzono z pogwałceniem zasad legislacyjnych PRL. Wszedł on w życie nielegalnie, gdyż ustawy i dekrety w PRL wymagały zgodności z konstytucją. Stan wojenny był zatem jedną z największych fars prawnych w historii Polski. Po trzecie – Wprowadzane represje były niezgodne z prawem. Masowe internowania, sądowe procesy pokazowe i represje wobec opozycji łamały zarówno prawo PRL, jak i podstawowe prawa człowieka. Działania reżimu nie miały podstawy prawnej, a jedynie służyły zastraszaniu społeczeństwa
„Przemoc nie jest oznaką siły, lecz słabości” – te słowa ks. Jerzego Popiełuszki stanowią najlepszy komentarz do działań władzy 13 grudnia 1981 roku. Przemoc, którą posłużył się reżim, by zdławić „Solidarność”, nie była wyrazem mocy, ale strachu. Strachu przed narodem, który odrzucał kłamstwo i domagał się prawdy. Ks. Popiełuszko przypominał, że życie w prawdzie to jedyna droga do duchowej wolności. „Życie w prawdzie to dawanie świadectwa na zewnątrz, to przyznawanie się do niej i upominanie się o nią w każdej sytuacji. Prawda jest niezmienna. Prawdy nie da się zniszczyć taką czy inną decyzją, taką czy inną ustawą.”
Reżim Jaruzelskiego nie chciał prawdy. Wolał przemoc. Wolał kłamstwa o „groźbie sowieckiej interwencji”, by usprawiedliwić wprowadzenie stanu wojennego. Ale fakty mówią same za siebie: Sowieci nie planowali wkroczenia do Polski. Wręcz przeciwnie, to Jaruzelski błagał Kreml o interwencję, gdyby represje wobec „Solidarności” nie przyniosły efektów. Dlatego narracja o „mniejszym złu” była tylko cyniczną zasłoną dla brutalnej przemocy wobec własnych obywateli.
Marksistowska moralność zawiera się w stwierdzeniu, że wróg zawsze jest niezbędny. Zjawisko to doskonale opisał Mikołaj Bierdiajew twierdząc, że „komunista nie może żyć bez wroga, bez negatywnych uczuć do wroga, traci patos, kiedy wróg nie istnieje. Jeśli wroga nie ma, to trzeba go wymyślić.” Władza PRL perfekcyjnie wcieliła tę zasadę w życie. Dla Jaruzelskiego i jego reżimu wrogiem była „Solidarność” – ruch, który stał się symbolem wolności i nadziei na suwerenną Polskę. Gdy wróg został zdefiniowany, „wszystko było dozwolone”. Internowania, represje, morderstwa – wszystko to uzasadniano wyższym dobrem. Jak pisał Bierdiajew, „wszystko jest dozwolone w stosunku do wroga, którego przestaje się uważać za człowieka.”
Tak rodził się nowy, jeszcze bardziej radykalny makiawelizm. Marksistowska doktryna przekonywała, że dobre cele – jak utrzymanie porządku publicznego – można realizować złymi środkami. Ale czy naprawdę można usprawiedliwić przemoc wobec własnych obywateli? Ks. Popiełuszko przypominał: „Odważne świadczenie prawdy jest drogą prowadzącą bezpośrednio do wolności. Człowiek, który daje świadectwo prawdzie, jest człowiekiem wolnym nawet w warunkach zewnętrznego zniewolenia.”
Z prędkością światła komuniści lansowali za pomocą propagandy tezę, że stan wojenny był próba „ratowania ojczyzny”. Przypomnę, że 13 grudnia 1981 roku Jaruzelski mówił wprost, że: „Atmosfera niekończących się konfliktów, nieporozumień, nienawiści sieje spustoszenie psychiczne, chaos i demoralizacja przybrały rozmiary klęski. Awanturnikom trzeba skrępować ręce.” Tymczasem to nie „Solidarność” siała chaos, ale reżim, który odmawiał narodowi wolności. Propaganda PRL zbudowała mit, że wprowadzenie stanu wojennego było aktem patriotyzmu. W rzeczywistości był to akt desperacji.
Jaruzelski i jego ekipa nie bronili interesów Polski. Bronili własnych przywilejów i zależności od Moskwy. „Na tę akcję idziemy pod hasłem ratowania ojczyzny” – mówił generał Sowietom. Ale co to za „ratunek”, który kosztował życie 40 osób, internowanie 10 tysięcy i tysiące wyroków skazujących? W tych trudnych czasach Polacy mieli oparcie w Kościele. Ks. Jerzy Popiełuszko wielokrotnie przypominał o tym, że: „przemoc nie jest oznaką siły, lecz słabości.” Zwracał uwagę na fakt, że tylko prawda może nas wyzwolić. Dziś niektórzy próbują umniejszać rolę Kościoła w walce o wolność. Ale to właśnie duchowni, tacy jak Popiełuszko, przypominali narodowi o niezbywalnej wartości prawdy i wolności, nawet gdy groziły za to więzienie lub śmierć.
Ironią historii jest fakt, że przez lata ci, którzy prześladowali „Solidarność”, żyli w luksusie, podczas gdy ich ofiary często cierpiały biedę. Obniżenie emerytur esbekom było aktem sprawiedliwości. Czy naprawdę mamy honorować tych, którzy łamali sumienia i ciała wolnych ludzi? System PRL nagradzał lojalność wobec reżimu. Oprawcy ks. Popiełuszki – Grzegorz Piotrowski, Leszek Pękala, Waldemar Chmielewski i Adam Pietruszka – zostali formalnie skazani za zbrodnię, jednak nie pozbawiono ich przywilejów emerytalnych wynikających z pracy w służbach bezpieczeństwa. Emerytury te były znacznie wyższe niż przeciętne świadczenia obywateli III RP.
Na obniżenie emerytur funkcjonariuszom SB należy spojrzeć jak na akt sprawiedliwości dziejowej i moralnej. Niestety, decyzja premiera Donalda Tuska o przywróceniu pełnych emerytur byłym funkcjonariuszom Służby Bezpieczeństwa to jeden z najbardziej kontrowersyjnych kroków w polskiej polityce po 1989 roku. W momencie, gdy ofiary komunistycznych represji wciąż walczą o godne życie, to ich prześladowcy odzyskali przywileje rodem z PRL. Byli funkcjonariusze SB, którzy przez lata prowadzili brutalne represje wobec opozycji, w tym duchownych takich jak ks. Jerzy Popiełuszko, zaczęli na powrót otrzymywać wysokie świadczenia. Tym samym rząd polski de facto nagrodził tych, którzy w służbie totalitarnego reżimu łamali prawa człowieka.
Miejmy świadomość, że funkcjonariusze SB otrzymują emerytury, które znacząco przekraczają poziom świadczeń zwykłych obywateli. Wiele ofiar ich działań – robotnicy, nauczyciele, rolnicy – żyje na skraju ubóstwa, podczas gdy ich prześladowcy cieszą się dostatnim życiem. Decyzja rządu Tuska została odebrana jako wyraz braku woli rozliczenia z się z przeszłością PRL. Jest to nie tylko zaprzeczenie idei sprawiedliwości, ale również gest, który podważa zaufanie do instytucji państwa. Polacy zasługują na państwo, które pamięta o swoich bohaterach i nie nagradza oprawców. Prawdziwa wolność wymaga nie tylko demaskowania kłamstw, ale także odważnego stawiania granic wobec tych, którzy tę wolność deptali.
Ks. Popiełuszko mówił: „Życie w prawdzie to jedyna droga do wolności.” Dziś naszą siłą jest pamięć i odwaga, by mówić prawdę. Mit „mniejszego zła” nie może usprawiedliwiać represji i przemocy wobec narodu. Stan wojenny nie był aktem patriotyzmu – był aktem słabości systemu, który nie potrafił istnieć bez kłamstwa i przemocy. Pamiętajmy, że wolność zdobywa się odwagą, a nie uleganiem propagandzie. Polacy w tamtych dniach pokazali, że prawda i solidarność są silniejsze niż jakakolwiek dyktatura.
Stan wojenny był aktem desperacji reżimu, który w imię utrzymania władzy złamał prawo, zniewolił naród i użył przemocy wobec własnych obywateli. Mit „mniejszego zła” i kłamstwa o sowieckiej interwencji obnażają słabość systemu, który nie potrafił istnieć bez strachu i kłamstwa – systemu, który po 1989 roku pozwolił prawnie chronić mocodawców sowieckich i funkcjonariuszy PRL odpowiedzialnych za represje i tragedię tamtych dni. Prawdziwa wolność zawsze rodzi się z prawdy i odwagi, a nie z uległości wobec propagandy – pamiętajmy o tym, by historia nigdy się nie powtórzyła.